Dla Beckhama zabraknie miejsca w tajnym schronie scjentologów
Los Angeles, dziewiąta rano. Państwo Cruise’owie kończą śniadanie na tarasie domu, kupionego w ubiegłym roku za 32,5 mln dolarów. Katie wcina jeszcze ostrygi, wodząc wzrokiem po gałęziach drzew, na których uwili sobie gniazdka paparazzi. Ale Tom patrzy już na zegarek, wart marne trzy bańki, po czym cedzi przez śnieżnobiałe zęby: – Pora zbierać się do kościoła!
Dziś w wiosce wielkie święto, bo Jim Carrey ma przystąpić do pierwszej komunii. Gwiazdy wystrojone jak na Boże Ciało parkują swoje bentleye i lincolny przy zakrystii i wypatrują księdza proboszcza. Jennifer Lopez chichocze z przyjaciółkami na marmurowych schodach, a John Travolta bawi się gumowym diabełkiem, którego nabył na straganie. Pół godziny później wszyscy cichutko siedzą w ławkach i słuchają kazania. Proboszcz opowiada historię Xenu, galaktycznego imperatora, który 75 mln lat temu załadował niewygodnych dla siebie kosmitów na latające spodki i przetransportował ich na Ziemię. Tu próbował ich unicestwić bombami wodorowymi, jednak dusze kosmitów, zwane thetanami, okazały się zdolne do reinkarnacji. W związku z tym Xenu przez 36 dni puszczał im trójwymiarowy film propagandowy, bynajmniej nie nakręcony w wytwórni Paramount Pictures. W efekcie thetany uznały się za Boga, diabła i Jezusa, a następnie wniknęły do ludzkich ciał, żeby pasożytować na naszej podświadomości. Tylko dzięki zaawansowanym technikom scjentologicznym można wyprowadzić te kosmiczne implanty z ludzkich ciał i ukierunkować je na czynienie dobra, o czym i wy – drogie owieczki – powinnyście pamiętać.
Potem rozpoczęła się główna część ceremonii, podczas której Carrey przypomniał sobie wiele zdarzeń z życia tkwiącego w nim thetana. Wyszło na jaw, że w poprzednich wcieleniach aktor, będący w zasadzie kosmitą, został przejechany walcem drogowym przez marsjańskiego biskupa, 23 064 000 000 lat temu hodował grzybki halucynogenne na planecie Nostra, a tuż przed swoim narodzeniem zrobił karierę jako koń wyścigowy na torze w Baltimore. – Stary, tego ostatniego to nie wiedzieliśmy! – wołał po nabożeństwie Cruise, klepiąc kolegę po plecach. I wrzucając plik banknotów do skarbony ustawionej pod chórem.
Mówi się, że mieszkańcy Hollywoodu nie są religijni, a tu proszę. Licząc wymienione wyżej gwiazdy, ich rodziny i przyjaciół, uzbierałoby się tyle dusz, że przeciętne wiejskie parafie to przy tym kręgi wzajemnej adoracji. Wprawdzie aktorzy uczęszczają do kościoła scjentologicznego, a nie katolickiego czy protestanckiego, ale kto by sobie zawracał głowę szczegółami. W sumie to nawet lepiej, że ludzie podchodzą do wiary naukowo, a nie irracjonalnie jak ten dewot Mel Gibson.
Państwo się śmieją, a doktryna o Xenu i thetanach istnieje naprawdę. W 1951 r. wymyślił ją pisarz science fiction L. Ron Hubbard, stając się ojcem założycielem sekty scjentologów. Sekciarskie rytuały ustępują może chrześcijańskim nabożeństwom pod względem duchowym i estetycznym, ale pod względem dewocji zdecydowanie je przewyższają. Tom Cruise ma taki zapał misyjny, że ostatnio biega za Davidem Beckhamem nawet do toalety, by nawrócić go na jedynie słuszną wiarę. Nie dość, że namieszał w pięknej główce Katie Holmes, to jeszcze namawia żonę piłkarza Victorię do debiutu aktorskiego w filmie „The Thetan". Jak dotąd, Beckhamowie pozostają głusi na kosmiczne objawienia. David jest co prawda ciągle kontuzjowany, ale za Chiny Ludowe nie chce uświadomić sobie traum przeżytych jako tethan w archaicznych galaktykach. Złośliwi mówią, że zniechęca go do tej kuracji cena. Jak wiadomo, scjentologowie muszą płacić miliony dolarów za udział w kolejnych etapach wtajemniczenia. Lepiej jednak wierzyć w zdrowy rozsądek gwiazdora niż w jego skąpstwo.
Tak czy inaczej dla Beckhama zabraknie chyba miejsca w tajnym schronie scjentologów, zbudowanym na pustyni w stanie Nowy Meksyk. Kiedy kosmici powrócą na Ziemię po spodziewanej katastrofie atomowej, znajdą tam z pewnością Travoltę i Cruise’a, którzy łożą na sektę najwięcej, ale reszta ludzkości nie wpadnie w ich łapy. Nie wiem, jak dla państwa, ale dla mnie to wspaniała wiadomość. Zamiast wąchać od spodu nuklearne kwiatki, będę sobie siedział pod drzewem poznania i patrzył, jak Becks hasa z piłką po niebieskiej murawie. Zresztą nawet gdybym chciał, nie stać mnie na milionowe inwestycje w kosmiczne życie wieczne. Być może tradycyjna eschatologia nie jest racjonalna, ale ma jeden plus: nie trzeba za nią płacić złamanego grosza.
Dziś w wiosce wielkie święto, bo Jim Carrey ma przystąpić do pierwszej komunii. Gwiazdy wystrojone jak na Boże Ciało parkują swoje bentleye i lincolny przy zakrystii i wypatrują księdza proboszcza. Jennifer Lopez chichocze z przyjaciółkami na marmurowych schodach, a John Travolta bawi się gumowym diabełkiem, którego nabył na straganie. Pół godziny później wszyscy cichutko siedzą w ławkach i słuchają kazania. Proboszcz opowiada historię Xenu, galaktycznego imperatora, który 75 mln lat temu załadował niewygodnych dla siebie kosmitów na latające spodki i przetransportował ich na Ziemię. Tu próbował ich unicestwić bombami wodorowymi, jednak dusze kosmitów, zwane thetanami, okazały się zdolne do reinkarnacji. W związku z tym Xenu przez 36 dni puszczał im trójwymiarowy film propagandowy, bynajmniej nie nakręcony w wytwórni Paramount Pictures. W efekcie thetany uznały się za Boga, diabła i Jezusa, a następnie wniknęły do ludzkich ciał, żeby pasożytować na naszej podświadomości. Tylko dzięki zaawansowanym technikom scjentologicznym można wyprowadzić te kosmiczne implanty z ludzkich ciał i ukierunkować je na czynienie dobra, o czym i wy – drogie owieczki – powinnyście pamiętać.
Potem rozpoczęła się główna część ceremonii, podczas której Carrey przypomniał sobie wiele zdarzeń z życia tkwiącego w nim thetana. Wyszło na jaw, że w poprzednich wcieleniach aktor, będący w zasadzie kosmitą, został przejechany walcem drogowym przez marsjańskiego biskupa, 23 064 000 000 lat temu hodował grzybki halucynogenne na planecie Nostra, a tuż przed swoim narodzeniem zrobił karierę jako koń wyścigowy na torze w Baltimore. – Stary, tego ostatniego to nie wiedzieliśmy! – wołał po nabożeństwie Cruise, klepiąc kolegę po plecach. I wrzucając plik banknotów do skarbony ustawionej pod chórem.
Mówi się, że mieszkańcy Hollywoodu nie są religijni, a tu proszę. Licząc wymienione wyżej gwiazdy, ich rodziny i przyjaciół, uzbierałoby się tyle dusz, że przeciętne wiejskie parafie to przy tym kręgi wzajemnej adoracji. Wprawdzie aktorzy uczęszczają do kościoła scjentologicznego, a nie katolickiego czy protestanckiego, ale kto by sobie zawracał głowę szczegółami. W sumie to nawet lepiej, że ludzie podchodzą do wiary naukowo, a nie irracjonalnie jak ten dewot Mel Gibson.
Państwo się śmieją, a doktryna o Xenu i thetanach istnieje naprawdę. W 1951 r. wymyślił ją pisarz science fiction L. Ron Hubbard, stając się ojcem założycielem sekty scjentologów. Sekciarskie rytuały ustępują może chrześcijańskim nabożeństwom pod względem duchowym i estetycznym, ale pod względem dewocji zdecydowanie je przewyższają. Tom Cruise ma taki zapał misyjny, że ostatnio biega za Davidem Beckhamem nawet do toalety, by nawrócić go na jedynie słuszną wiarę. Nie dość, że namieszał w pięknej główce Katie Holmes, to jeszcze namawia żonę piłkarza Victorię do debiutu aktorskiego w filmie „The Thetan". Jak dotąd, Beckhamowie pozostają głusi na kosmiczne objawienia. David jest co prawda ciągle kontuzjowany, ale za Chiny Ludowe nie chce uświadomić sobie traum przeżytych jako tethan w archaicznych galaktykach. Złośliwi mówią, że zniechęca go do tej kuracji cena. Jak wiadomo, scjentologowie muszą płacić miliony dolarów za udział w kolejnych etapach wtajemniczenia. Lepiej jednak wierzyć w zdrowy rozsądek gwiazdora niż w jego skąpstwo.
Tak czy inaczej dla Beckhama zabraknie chyba miejsca w tajnym schronie scjentologów, zbudowanym na pustyni w stanie Nowy Meksyk. Kiedy kosmici powrócą na Ziemię po spodziewanej katastrofie atomowej, znajdą tam z pewnością Travoltę i Cruise’a, którzy łożą na sektę najwięcej, ale reszta ludzkości nie wpadnie w ich łapy. Nie wiem, jak dla państwa, ale dla mnie to wspaniała wiadomość. Zamiast wąchać od spodu nuklearne kwiatki, będę sobie siedział pod drzewem poznania i patrzył, jak Becks hasa z piłką po niebieskiej murawie. Zresztą nawet gdybym chciał, nie stać mnie na milionowe inwestycje w kosmiczne życie wieczne. Być może tradycyjna eschatologia nie jest racjonalna, ale ma jeden plus: nie trzeba za nią płacić złamanego grosza.
Więcej możesz przeczytać w 36/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.