"Skopię jej dupę"- zagroził Frank Sinatra Sinéad O'Connor po jej kolejnym wyskoku
Zmarnowany talent - pisali dziennikarze po ogłoszeniu przez Sinéad O'Connor decyzji o zakończeniu kariery. Najwięcej miejsca w gazetach zajmowała jednak lista wyskoków piosenkarki w ciągu ostatnich piętnastu lat. Była długa, bo O'Connor bez zahamowań i nie przebierając w słowach komentowała rzeczywistość. A szczerość jest akurat tym, w czym gwiazdom jest najmniej do twarzy.
Wypalona gwiazda
36-letnia O'Connor ma już wyraźnie dość nieustającego zamieszania wokół swojej osoby. Jako datę pożegnania ze sceną wyznaczyła 25 sierpnia 2003 r. Tego dnia ukaże się dwupłytowy album z jej największymi przebojami i zapisem ubiegłorocznego występu w Dublinie oraz koncertowe DVD "Goodnight, Thank You, You've Been A Lovely Audience". Wiele wskazuje na to, że Sinéad O'Connor postąpiła słusznie: wyjątkowo źle znosiła bowiem rolę gwiazdy, jaką po jednym z najlepszych kobiecych debiutów w historii rocka zapewniła jej w 1990 r. brawurowa interpretacja piosenki Prince'a "Nothing Compares 2 U".
W latach 90. Sinéad starała się robić wszystko, by popełnić rockandrollowe samobójstwo. Nagrywała mało i nie zawsze rzeczy dobrej jakości, a cała jej energia koncentrowała się na dostarczaniu sensacji bulwarowej prasie. Gdy pierwsza fascynacja zadziorną Irlandką przeminęła, obok cytatów z jej publicznych deklaracji zaczęły się pojawiać złośliwe plotki o jej nieudanych związkach z mężczyznami, drobiazgowe relacje z walki o prawo do opieki nad synem, pogłoski o załamaniu nerwowym i próbie samobójczej.
Zbuntowana skandalistka
O'Connor od początku żeglowała ostro pod prąd. Najpierw rzuciła wyzwanie estradowym stereotypom kobiecości i seks-apilu, jakie obowiązywały w rockowo-popowej branży. Goliła głowę, występowała w obszernych, workowatych sukniach, zyskując miano najgorzej ubranej wykonawczyni rocka. Narzuciła też wysoce osobisty i emocjonalny sposób interpretacji piosenek. To akurat się podobało i stało się wzorcem dla wielu późniejszych piosenkarek-autorek - od Liz Phair i Alanis Morissette po Tori Amos i Cat Power. O wiele mniej podobały się jej wypowiedzi i gesty: a to obrona działalności IRA, a to będących wówczas na cenzurowanym raperów pokroju N.W.A. czy Ice'a Cube'a.
Prawdziwa burza rozpętała się, gdy Sinéad - Irlandka - zaatakowała dwie irlandzkie świętości: rodzinę i Kościół. Z przejmującą szczerością opowiedziała o swym traumatycznym dzieciństwie i matce alkoholiczce, która się nad nią znęcała. Co gorsza, nie omieszkała zaznaczyć, iż tego rodzaju historie w Irlandii są normą, a spowija je gęsta zasłona milczenia. "Nie ma czegoś takiego jak religia - powiedziała O'Connor w wywiadzie dla "Rolling Stone" w 1992 r. - Jest tylko Bóg. On jest prawdą. A zorganizowana religia jest kłamstwem". W popularnym telewizyjnym programie "Saturday Night Live" O'Connor ostentacyjnie podarła zdjęcie Jana Pawła II. Podczas koncertu w Madison Square Garden została "wybuczana" ze sceny. W USA tuż przed koncertem w New Jersey stanowczo oświadczyła, że nie wystąpi, jeśli odegrany zostanie amerykański hymn. Frank Sinatra zagroził, że jeśli ją spotka, "skopie jej dupę".
Nieświęta Bernadette
W 1999 r. piosenkarka jeszcze raz znalazła się na czołówkach gazet: nazajutrz po ceremonii w Lourdes, na której otrzymała z rąk Michaela Coxa, nie uznawanego przez Watykan biskupa Łacińskiego Kościoła Trydenckiego, święcenia kapłańskie - jako matka Bernadette Marie. To wydarzenie miało dobroczynny wpływ na O'Connor. Pozwoliło jej nabrać dystansu do siebie i doświadczeń ostatnich lat. Po sześcioletniej przerwie piosenkarka nagrała dwa udane albumy: autorski "Faith And Courage" oraz wybór tradycyjnych irlandzkich pieśni ludowych "Sean-Nós Nua". I chyba rzeczywiście dojrzała do zakończenia rockowej kariery. Na to przynajmniej wskazuje jej proste i szczere uzasadnienie, że czyni to, ponieważ nie zostało jej już nic, co mogłaby dać swoim fanom, a jedyne, o czym marzy, to odzyskanie utraconej prywatności.
36-letnia O'Connor zamierza się poświęcić wychowywaniu dwójki dzieci - Jake'a i Roisin, a także działalności charytatywnej w organizacji Death Midwives niosącej pomoc i duchowe wsparcie umierającym. Ujawniła też, że spodziewa się kolejnego potomka. Nie wyklucza śpiewania, ale tylko w kościołach. Zastrzega jednak
- pomna swych dwóch nieudanych związków małżeńskich - że nigdy nie wystąpi podczas ślubnych ceremonii.
Wypalona gwiazda
36-letnia O'Connor ma już wyraźnie dość nieustającego zamieszania wokół swojej osoby. Jako datę pożegnania ze sceną wyznaczyła 25 sierpnia 2003 r. Tego dnia ukaże się dwupłytowy album z jej największymi przebojami i zapisem ubiegłorocznego występu w Dublinie oraz koncertowe DVD "Goodnight, Thank You, You've Been A Lovely Audience". Wiele wskazuje na to, że Sinéad O'Connor postąpiła słusznie: wyjątkowo źle znosiła bowiem rolę gwiazdy, jaką po jednym z najlepszych kobiecych debiutów w historii rocka zapewniła jej w 1990 r. brawurowa interpretacja piosenki Prince'a "Nothing Compares 2 U".
W latach 90. Sinéad starała się robić wszystko, by popełnić rockandrollowe samobójstwo. Nagrywała mało i nie zawsze rzeczy dobrej jakości, a cała jej energia koncentrowała się na dostarczaniu sensacji bulwarowej prasie. Gdy pierwsza fascynacja zadziorną Irlandką przeminęła, obok cytatów z jej publicznych deklaracji zaczęły się pojawiać złośliwe plotki o jej nieudanych związkach z mężczyznami, drobiazgowe relacje z walki o prawo do opieki nad synem, pogłoski o załamaniu nerwowym i próbie samobójczej.
Zbuntowana skandalistka
O'Connor od początku żeglowała ostro pod prąd. Najpierw rzuciła wyzwanie estradowym stereotypom kobiecości i seks-apilu, jakie obowiązywały w rockowo-popowej branży. Goliła głowę, występowała w obszernych, workowatych sukniach, zyskując miano najgorzej ubranej wykonawczyni rocka. Narzuciła też wysoce osobisty i emocjonalny sposób interpretacji piosenek. To akurat się podobało i stało się wzorcem dla wielu późniejszych piosenkarek-autorek - od Liz Phair i Alanis Morissette po Tori Amos i Cat Power. O wiele mniej podobały się jej wypowiedzi i gesty: a to obrona działalności IRA, a to będących wówczas na cenzurowanym raperów pokroju N.W.A. czy Ice'a Cube'a.
Prawdziwa burza rozpętała się, gdy Sinéad - Irlandka - zaatakowała dwie irlandzkie świętości: rodzinę i Kościół. Z przejmującą szczerością opowiedziała o swym traumatycznym dzieciństwie i matce alkoholiczce, która się nad nią znęcała. Co gorsza, nie omieszkała zaznaczyć, iż tego rodzaju historie w Irlandii są normą, a spowija je gęsta zasłona milczenia. "Nie ma czegoś takiego jak religia - powiedziała O'Connor w wywiadzie dla "Rolling Stone" w 1992 r. - Jest tylko Bóg. On jest prawdą. A zorganizowana religia jest kłamstwem". W popularnym telewizyjnym programie "Saturday Night Live" O'Connor ostentacyjnie podarła zdjęcie Jana Pawła II. Podczas koncertu w Madison Square Garden została "wybuczana" ze sceny. W USA tuż przed koncertem w New Jersey stanowczo oświadczyła, że nie wystąpi, jeśli odegrany zostanie amerykański hymn. Frank Sinatra zagroził, że jeśli ją spotka, "skopie jej dupę".
Nieświęta Bernadette
W 1999 r. piosenkarka jeszcze raz znalazła się na czołówkach gazet: nazajutrz po ceremonii w Lourdes, na której otrzymała z rąk Michaela Coxa, nie uznawanego przez Watykan biskupa Łacińskiego Kościoła Trydenckiego, święcenia kapłańskie - jako matka Bernadette Marie. To wydarzenie miało dobroczynny wpływ na O'Connor. Pozwoliło jej nabrać dystansu do siebie i doświadczeń ostatnich lat. Po sześcioletniej przerwie piosenkarka nagrała dwa udane albumy: autorski "Faith And Courage" oraz wybór tradycyjnych irlandzkich pieśni ludowych "Sean-Nós Nua". I chyba rzeczywiście dojrzała do zakończenia rockowej kariery. Na to przynajmniej wskazuje jej proste i szczere uzasadnienie, że czyni to, ponieważ nie zostało jej już nic, co mogłaby dać swoim fanom, a jedyne, o czym marzy, to odzyskanie utraconej prywatności.
36-letnia O'Connor zamierza się poświęcić wychowywaniu dwójki dzieci - Jake'a i Roisin, a także działalności charytatywnej w organizacji Death Midwives niosącej pomoc i duchowe wsparcie umierającym. Ujawniła też, że spodziewa się kolejnego potomka. Nie wyklucza śpiewania, ale tylko w kościołach. Zastrzega jednak
- pomna swych dwóch nieudanych związków małżeńskich - że nigdy nie wystąpi podczas ślubnych ceremonii.
Więcej możesz przeczytać w 35/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.