Więcej tajemnicy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zasada prawa rzymskiego, która każe zapytać, kto mógłby skorzystać na przestępstwie, sprawdza się doskonale w polityce


Po naszym nikomu już niepotrzebnym parlamencie plącze się między rządem, Sejmem a Senatem kilka różnych ustaw. Jedni politycy są już myślami przy wyborach, inni, pozbawieni złudzeń, myślą o miękkim lądowaniu poza polityką. I dlatego, choć mają - delikatnie mówiąc - w nosie dobro swoich wyborców, tak bardzo interesują się na przykład tymi właśnie projektami ustaw, które wprawdzie funkcjonowania państwa nie poprawią, ale za to pozwolą im przeżyć jeszcze kilka lat na koszt podatnika. Stąd na przykład takie zainteresowanie powstaniem synekury w rodzaju "niezależnego" Narodowego Centrum Studiów Strategicznych czy podobnych przedsięwzięć. Stara zasada rzymskiego prawa karnego, która każe prowadzącemu śledztwo zapytać: cui prodest, czyli kto mógłby skorzystać w wyniku przestępstwa, sprawdza się więc doskonale i w polityce. Wyjaśnia ona znakomicie zainteresowanie NCSS, a brak zainteresowania na przykład reformą KRUS. Tak samo można doskonale wyjaśnić zainteresowanie kilkoma innymi ustawami.

Schować przed dziennikarzami!
Intensywnie trwają prace nad ustawą o ochronie informacji niejawnych, która w wielu aspektach utrudni dostęp zainteresowanych obywateli, mediów i organizacji pozarządowych do informacji o działalności urzędów i przedsiębiorstw państwowych. Rozszerza ona zakres tajemnicy państwowej, daje urzędnikom tak pożądaną (przez nich!) dowolność w decydowaniu o tym, co uznać za tajemnicę służbową, i pozwala na niskim szczeblu urzędniczym decydować o przedłużaniu klauzuli tajemnicy służbowej nawet do 50 lat!
Zanim przejdziemy do szczegółów, warto zadać sobie pytanie, jak to się dzieje, że w dobie ofensywy jawności - czego widomym dowodem są różne podejrzane czy wręcz kryminalne sprawy wyciągane przez media i komisje parlamentarne - grupa posłów SLD zgłasza jeszcze dalej idącą poprawkę, pozwalającą uczynić niemal każdą informację "tajemnicą służbową"? I poprawka ta przechodzi głosami większości w Sejmie. Zasada cui prodest - kto mógłby skorzystać - jest tutaj bardzo pomocna! Nie jest przypadkiem, że propozycje utrudnień dostępu do informacji przepychają pospiesznie przez na wpół sparaliżowany parlament ci, którzy najbardziej mogą się obawiać wścibskich mediów, że już o komisjach parlamentarnych w przyszłym Sejmie nie wspomnę. Wtedy bowiem, gdy zabraknie większości parlamentarnej, własnego rządu, który może wywierać presję na prokuraturę, czy kolesiów na stanowiskach kierowniczych w państwowych przedsiębiorstwach, środkiem obrony przed wykryciem różnych popełnionych w ostatnich latach przekrętów może być właśnie schowanie się za tajemnicę służbową.

Wszystko może być tajemnicą
Status tajemnicy służbowej można będzie nadać praktycznie każdemu dokumentowi: decyzji zarządu, ekspertyzie, ba! fakturze za wykonane (bądź, co nierzadko się zdarza, nie wykonane!) roboty. Informacje opatrzone klauzulą tajemnicy służbowej podlegają utajnieniu na pięć lat, przy czym o przedłużeniu utajnienia decydują urzędnicy. Co więcej, decyzja o objęciu jakiejś informacji tajemnicą służbową nie wynika z określonego katalogu spraw, nie jest podejmowana według ustalonej procedury itd. I może zostać powzięta w każdym czasie. Nawet wtedy, gdy poszkodowany ujawnia sprawę, a media depczą już po piętach aferzystom.
Wreszcie, paraliżować ujawnianie przekrętów mogą też służby ochrony państwa, którym projekt inkryminowanej ustawy stwarza nowe możliwości. Rozszerza bowiem zakres przedmiotowego działania tych służb, dając możliwości kontroli stanu zabezpieczenia wszystkich informacji niejawnych (w tym tajemnicy służbowej), a nie tylko informacji stanowiących tajemnicę państwową (jak dotychczas). I znowu warto zapytać, choćby dla higieny umysłowej, bo odpowiedź jest oczywista, dlaczego zwiększa się uprawnienia służb ochrony państwa właśnie w czasie, gdy rośnie świadomość niezwykle wysokiej kryminogenności działań wszystkich tych służb? Odpowiedź bowiem brzmi: właśnie dlatego! Umoczeni w różne przekręty funkcjonariusze mają w tym interes, by przeszkadzać w dochodzeniu do prawdy o przekrętach. Funkcjonariusze "Agencji Bezmyślnych Ubeków" (że przypomnę swój felieton sprzed lat) i podobnych służb są bezmyślni wtedy, gdy trzeba sensownie działać w interesie demokratycznego państwa i jego obywateli, a nie wtedy, gdy trzeba działać w interesie własnym i kolesiów...

Poza państwem prawa
Proszę zwrócić uwagę, że to, co napisałem, stanowi bardziej analizę w ramach teorii wyboru publicznego, czyli ekonomicznej analizy polityki, niż analizę prawną. Ale też taka właśnie wydaje się bardziej potrzebna dla wyjaśnienia skądinąd zaskakującego zjawiska koncentracji obecnej większości parlamentarnej na pozornie trywialnych sprawach przy całkowitym lekceważeniu tego, co istotne z punktu widzenia funkcjonowania państwa i gospodarki.
Można i powinno się przypomnieć o tym, na co wskazują ekspertyzy organizacji pozarządowych czy organizacji biznesu - że projekt ustawy w jego kolejnych wersjach tkwi mentalnie w "realsocu", że pozostaje w sprzeczności z zasadami konstytucji, takimi jak jawność życia publicznego, dostęp do informacji publicznej, z zasadą legalizmu włącznie. Wreszcie, że oddaje jawność informacji publicznej w ręce biurokracji. Tylko po co? To samo możemy powiedzieć o dziesiątkach innych aktów prawnych uchwalanych co roku przez coraz bardziej pewnych siebie polityków i rozzuchwalonych bezkarnością biurokratów. I jedni, i drudzy korzystają na ogólnikowości ustaw, pozwalającej na dyskrecjonalność interpretacji naszego prawa. I jedni, i drudzy korzystają na braku ustalonych procedur podejmowania decyzji, gdyż zostawia to możliwość interwencji na każdym etapie postępowania w danej sprawie.
Jest jednak pewna różnica między politykami a urzędnikami. Wbrew dość powszechnej opinii, łatwiej zmienić polityków niż administrację. Taka zmiana najwyraźniej się szykuje (i stąd nerwowość tych, którzy chcą zabezpieczyć sobie tyły). Nie wiadomo, czy po obecnych przyjdą lepsi; jestem dość sceptyczny w tym względzie. Ale gdyby chcieli zrobić coś z sensem (i jeszcze do tego umieli), to kluczem do poprawy sytuacji jest zmniejszanie zakresu kompetencji władz publicznych i zwiększanie (a nie zmniejszanie!) przejrzystości działania tych władz. I bardziej sensowny sposób tworzenia prawa.

Korupcjochronność
Wiele lat temu (w 1997 r.) napisałem wraz z kolegą artykuł o sposobie tworzenia prawa w Polsce, wskazując na jego wady, ich źródła i konsekwencje. Wszystko to, co tam zostało zdiagnozowane, zachowuje swoją ważność i stanowi dobry punkt wyjścia do ewentualnych prób naprawy w tym względzie. Temat tego felietonu skłania do przypomnienia rozróżnienia, jakie wówczas poczyniliśmy. Otóż podzieliliśmy tam ustawy na dwie kategorie. Uznaliśmy za korupcjogenne te ustawy, które - niesprawnie czy niechlujnie napisane - stwarzają jako produkt uboczny możliwości czerpania korzyści materialnych czy korupcji politycznej przez biurokrację. Za ustawy korupcjotwórcze uznaliśmy takie, które napisano specjalnie w taki sposób, by stworzyć określonym grupom możliwości pasożytowania na sektorze publicznym czy prywatnym. Ustawa o ochronie informacji niejawnych nie mieści się w ramach tej klasyfikacji. Myślę, że najbardziej oddaje istotę tej ustawy określenie korupcjochronna...
Więcej możesz przeczytać w 16/2005 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Spis treści tygodnika Wprost nr 16/2005 (1168)