Amerykanie twierdzą, że Andrzej Gołota to najpiękniej przegrywający bokser w historii zawodowego boksu wagi ciężkiej
Czy oskarżony uderzył Jarosława T.? - zapytał sędzia Andrzeja Gołotę, oskarżonego o pobicie. - Skoro jest na tej sali, to znaczy, że jeszcze nie - odpowiedział bokser. Choć amerykańskie gazety piszą o Gołocie bad boy (zły chłopak), chicken boy (tchórz), foul Pole (faulujący Polak) czy rules breaker (facet łamiący zasady), wizerunek czarnego charakteru jest tylko marketingową kreacją. Zły Gołota lepiej się sprzedaje niż miły facet z Chicago, zaradny, kochający mąż i ojciec dwójki dzieci. A taki jest prawdziwy Andrzej Gołota.
Żaden polski sportowiec nie zrobił większej kariery i nie zyskał większej światowej popularności niż 36-letni Gołota. Wojciech Fibak był znany tylko w światku tenisa, filmu i kolekcjonerów, zaś Adam Małysz nigdy nie trafił na najważniejszy, czyli amerykański rynek. Obecnie spośród najbardziej rozpoznawalnych w świecie współczesnych Polaków Gołota przegrywa tylko z Janem Pawłem II. W Stanach Zjednoczonych zdecydowanie wyprzedza Lecha Wałęsę oraz pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Dla Amerykanów polskiego, włoskiego i irlandzkiego pochodzenia jest bardzo dobrym białym pięściarzem, jednym z nielicznych, który może się zmierzyć z najlepszymi czarnoskórymi. Gołotę dopingują nie tylko amerykańscy Polacy, Włosi, Irlandczycy, Żydzi czy Niemcy. Widzą w Polaku walecznego człowieka, który pracowitości zawdzięcza to, że chcą się z nim bić o mistrzostwo świata najwięksi mistrzowie wagi ciężkiej.
Ostatnia nadzieja białych
W sobotę 17 kwietnia w nowojorskiej Madison Square Garden "ostatnia nadzieja białych" - jak nazywa się Gołotę - stoczy walkę o mistrzostwo świata wagi ciężkiej IBF z Chrisem Byrdem. To drugie podejście Gołoty po mistrzowski pas: 4 października 1997 r. przegrał (WBC) z Lennoksem Lewisem po zaledwie 93 sekundach).
Walki Gołoty z Lewisem czy Tysonem (Polak uciekł z ringu) wielu rodaków uważa za plamę na honorze boksera, za wielki zawód. Gołota znalazł się w sytuacji sportowca, który musi walczyć w imię godności ponad 45 milionów Polaków z kraju i emigracji. Gdy przegrywa, miliony czują się osobiście dotknięte. Amerykanie są znacznie sprawiedliwsi i obiektywniejsi. Do czasu ucieczki z ringu podczas walki z Tysonem nazywali Gołotę najpiękniej przegrywającym bokserem w historii zawodowego boksu wagi ciężkiej. I była to prawda. Dwa razy Gołota demolował na ringu eks-czempiona Riddicka Bowe'a, ale został zdyskwalifikowany za uderzenia poniżej pasa. Prowadził wysoko na punkty z Grantem i miał go na deskach, gdy nagle się poddał. Znawcy boksu rozumieją jednak Gołotę. Nieprzypadkowo większość walk toczy się w Las Vegas czy Atlantic City, gdzie rządzą bukmacherzy, a bokser bywa prostym żołnierzem wykonującym rozkazy mafii. Zawodowy boks często przypomina film "Pulp Fiction" Quentina Tarantino, gdzie gangster Marcellus Wallace mówi swojemu pięściarzowi: "W piątej rundzie dasz dupy". Według przyjaciół Gołoty, on też nie raz otrzymał takie polecenie. Gdyby odmówił, przestałby istnieć jako zawodowiec, a tylko tacy zarabiają duże pieniądze.
Z Lewisem Gołota przegrał, ale przegrywał z nim każdy, dopóki mistrz nie wycofał się z ringu. Z Tysonem przegrał, bo Bestia już w pierwszej rundzie złamał Andrzejowi łokciem kość policzkową. W dodatku Tyson był pod działaniem narkotyków, więc walkę uznano za nieodbytą. Pisząc o porażkach Gołoty, trzeba przypomnieć, że ma on znakomity bilans na zawodowym ringu: 38 zwycięstw (w tym 31 nokautów).
Niebezpieczny baranek
Polacy są surowsi dla swojego czempiona od innych. Jedna z gazet doniosła, że Gołota walczy z Byrdem "tylko za 150 tys. dolarów". Trzeba być głupcem, by nie wiedzieć, że taka suma za godzinę pracy to jednak bardzo wysoka stawka, bo tyle kosztuje dom w Warszawie. Z Gołoty robi się prostaka o wielkim cielsku i małym mózgu, zaplątanego w mafijne interesy, wykolejeńca, który uciekł z Polski przed prawem.
Gołota, na tle czempionów wagi ciężkiej z takim dorobkiem jak on, jest raczej barankiem - nieco gapowatym i nieśmiałym. Bowe miał na koncie wyroki za pobicie żony, Tyson siedział w więzieniu za gwałt na miss USA, a promotor mistrzów wagi ciężkiej Don King miał z kolei sprawy za zabójstwo, rozboje i wymuszanie, nie mówiąc o oszustwach. Don King powtarza zresztą, że z bokserami wagi ciężkiej jest jak w starym powiedzeniu o facetach: "nie ma takiego, któremu by jaja nie śmierdziały". Gdyby Gołota był inny, nie miałby odwagi walczyć z Tysonem czy Lewisem. Miał zresztą taki okres w USA, gdy boksu się bał - pracował wtedy jako kierowca ciężarówki.
Andrzej Gołota ma zagwarantowaną od państwa polskiego dożywotnią emeryturę dla najlepszych sportowców, w wysokości średniej krajowej (za brąz na igrzyskach w Seulu). Nie odbiera tych pieniędzy, a do ojczyzny dopłaca. Na cele charytatywne (fundacja Jolanty Kwaśniewskiej) wpłacił 100 tys. USD. Żadnego z polskich sportowców nie było stać na taki gest.
Gołota wiedzie całkiem normalne życie. Mieszka pod Chicago w domu jednorodzinnym (wartym 250 tys. USD, czyli niedużo jak na USA). W niedużym jak na Amerykę (poniżej 1000 m2) ogrodzie urządził plac zabaw dla dzieci - córki Oli i syna Andrzeja juniora. Żona Mariola (pierwsza i wciąż ta sama, co w zawodowym boksie też jest ewenementem) tak jak on wyjechała z Polski i w USA skończyła prawo. Jest adwokatem, ma własną kancelarię.
Gołota podkreśla swoją polskość. Na jego mercedesie (także na lexusie czy jeepie cherokee) widać naklejkę "PL". Co roku uczestniczy w chicagowskiej Paradzie Konstytucji 3 Maja, nie opuszcza Polskiego Festiwalu Filmowego i Teatralnego. Popiera republikanów, choć głosować nie może, bo zrezygnował z amerykańskiego obywatelstwa.
Jestem dobry!
Majątek Gołoty szacuje się na milion dolarów. To niewiele, zważywszy na to, że honoraria za jedną walkę w kilku wypadkach przekraczały dwa miliony. To dużo, biorąc pod uwagę fakt, że sam opłaca trenera i menedżera, a poza tym jest rozrzutny. Dziesiątki tysięcy dolarów wydaje na przykład na markowe ubrania czy buty. W rozmowie z "Wprost" przyznaje, że nie martwi się brakiem pieniędzy. - W razie czego pójdę do jakieś normalnej roboty - mówi. Wygląda to na kokieterię: za walkę z Byrdem dostanie nie tylko 150 tys. USD, ale także część dochodów z transmisji w systemie pay per view. - Łatwo zarobi pół miliona dolarów, bo walki Gołoty dobrze się sprzedają - ocenia Leszek Dorosz z Radia Chicago. Poza tym Gołota, czym się nie chwali, dużo zainwestował. W Polsce - głównie w restauracje i siłownie.
- Poproszono mnie, bym znalazł swojego następcę w wadze ciężkiej i go wyszkolił, został jego pierwszym promotorem i opiekunem. W Polsce na razie takiego nie widzę - mówi "Wprost" Gołota. Kandydatem na następcę wydaje się Artur Binkowski, Kanadyjczyk polskiego pochodzenia. Gołota ogląda wszystkie jego walki. Na razie nie myśli o następcy, bo dostał szansę powrotu do grona najlepszych. - Paru starych mistrzów zrezygnowało, kilku mocno osłabło, więc otworzyła się furtka. Taką szansę dostrzegł Don King i zachęcił mnie do powrotu. Wiedziałem, że jeszcze trafię jakąś dużą walkę, nie sądziłem tylko, że tak szybko. W USA są tysiące dobrych bokserów. Skoro Don King postawił na mnie, to znaczy, że jestem bardzo dobry.
Gołota, choć uchodzi za czarny charakter, wciąż jest na świecie popularny i podziwiany. Bo każdy z nas choć przez chwilę chciałby być czempionem.
Więcej możesz przeczytać w 16/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.