Samobójstwo Sylvii Plath było jej sposobem na wyjście z cienia sławnego męża Umieranie jest sztuką, tak jak wszystko inne. Umiem to robić wyjątkowo dobrze". Te słowa pod koniec października 1962 r. napisała Sylvia Plath, obiecująca poetka, eseistka, porzucona żona, matka dwójki dzieci. Właśnie w październiku 1962 r. powstały jej najsłynniejsze i zarazem najbardziej mroczne wiersze. 11 lutego 1963 roku 30-letnia Sylvia włożyła głowę do piekarnika i odkręciła gaz. Wcześniej uszczelniła drzwi pokoju dziecinnego, by nie przedostały się tam trujące opary (dodatkowo otworzyła w pokoju okno). "Wkrótce, wkrótce ciało zjedzone przez jamę grobu będzie u mnie jak w domu..." - napisała kilka godzin przed śmiercią. Sylvia była córką Ottona Emila Platha, niemieckiego imigranta, profesora biologii i języka niemieckiego na Uniwersytecie Bostońskim. Matka Aurelia Schober była emigrantką z Austrii.
Mistrzyni gry pozorów
Miesiąc przed tym tragicznym wydarzeniem wyszła książka "Szklany klosz" niejakiej Victorii Lucas. Pod tym pseudonimem ukryła się Plath, która opisała tu swoją depresję, zakończoną usiłowaniem samobójstwa w 1953 r. Wtedy przeżyła, bo zażyła zbyt dużo tabletek, co doprowadziło do torsji. Niedoszła samobójczyni na kilka miesięcy trafiła do szpitala psychiatrycznego, gdzie m.in. poddawano ją elektrowstrząsom. Pseudonim na nic się nie zdał, gdyż natychmiast rozszyfrowano, kto jest prawdziwym autorem. Po śmierci Plath "Szklany klosz" uznano za zapowiedź jej desperackiego kroku z 11 lutego 1963 r. Ale dopiero wydany w 1965 r. tomik "Ariel" został w Stanach Zjednoczonych uznany za literacką sensację. Wkrótce Plath zyskała międzynarodową sławę (w 1982 r. pośmiertnie przyznano jej nagrodę Pulitzera). Poetka samobójczyni stała się też symbolem amerykańskich feministek.
Ale dopiero teraz biografią Plath zainteresowało się kino - brytyjski dramat o jej losach wchodzi właśnie na ekrany. W "Sylvii" wyreżyserowanej przez Christine Jeffs w rolę Plath wcieliła się Gwyneth Paltrow. Film pokazuje podwójne oblicze poetki - mistrzyni gry pozorów. Kiedy porzucił ją brytyjski poeta Ted Hughes, udawała, że wiedzie szczęśliwe życie. Porzucił ją dla niejakiej Assii Wevil, która kilka lat później popełniła samobójstwo w podobny sposób. W kontaktach z innymi Plath była zawsze uśmiechnięta, udzielała się towarzysko, dużo jeździła konno. Podczas gdy w dzień pisała pełne optymizmu listy do matki, w nocy ogarniała ją rozpacz, którą widać w wierszach.
Wirus śmierci
Samobójcza śmierć uczyniła z Plath ikonę XX-wiecznej popkultury - obok takich postaci jak James Dean, Marilyn Monroe, Janis Joplin, Jim Morrison czy Kurt Cobain. Jej drogę do samozagłady powtórzyła idolka lat 90. - autorka sztuk teatralnych Sarah Kane. Nie tylko uwielbiała ona poezję Plath, ale miała podobne załamania psychiczne i próby samobójcze. I podobnie była wręcz opętana wizją własnej śmierci. Można powiedzieć, że Plath rozsiewała swoją poezją wirusa śmierci. Zaraziła nim na przykład inną amerykańską poetkę, zarazem swoją przyjaciółkę - Anne Sexton. W swoim pamiętniku Saxton tak pisała o Plath: "Podniecałyśmy się tym tematem, jakby śmierć podkreślała walor naszej egzystencji". Jedenaście lat po samobójstwie przyjaciółki, Sexton otruła się tlenkiem węgla w swoim garażu.
Biografie artystów zafascynowanych śmiercią czy wręcz obsesyjnie przygotowujących się do niej, to świetny materiał na fabułę. Wystarczy wspomnieć postać Virginii Wolf, która zyskała popularność w Polsce za sprawą filmu "Godziny" (nagrodzona Oscarem rola Nicole Kidman). Kino lubi się żywić mitem artysty samobójcy, nadwrażliwego Wertera.
Wyjście z cienia
Dobre przyjęcie filmu "Sylvia", który koncentruje się na siedmioletnim związku Plath z Hughesem, zapowiada kolejną modę na jej twórczość. Jednocześnie bowiem ukazują się aż trzy książki: wybór wierszy poetki, fabularyzowana biografia oraz pełne wydanie jej nie publikowanych dotychczas dzienników (w Wielkiej Brytanii ujrzały światło dzienne dopiero cztery lata temu). - Z sześciuset stron zapisków wyłania się inna postać od tej, którą znamy z depresyjnej twórczości. Nie jest to zlękniona i słaba kobieta, lecz silna Amerykanka, która chciała życie czerpać garściami - mówi "Wprost" tłumacz Plath Paweł Stachura. Tyle że opublikowany dziennik nie mówi całej prawdy o poetce. Dwa ostatnie tomy, pisane tuż przed śmiercią, Hughes zniszczył. Dopiero po jego śmierci w 1998 r. ujawniono zeszyty z zapiskami Plath, w których życie z nim opisuje jako koszmar. Hughes, kandydat do literackiego Nobla i ulubiony poeta królowej Elżbiety II, cenzurował wszystko, co w zapiskach Plath dotyczyło jego osoby.
Zachowane dzienniki obejmują lata 1950-1962. To dwanaście lat życia spędzonego na towarzyskich spotkaniach, porządkowaniu twórczości Hughesa i lekturach - od T. S. Eliota, przez Dylana Thomasa i W. H. Audena, po Tolkiena. To także zapis nie spełnionego pragnienia, które towarzyszyło jej od najmłodszych lat: Plath chciała być uznaną poetką. Za życia była jedynie żoną uznanego poety.
Miesiąc przed tym tragicznym wydarzeniem wyszła książka "Szklany klosz" niejakiej Victorii Lucas. Pod tym pseudonimem ukryła się Plath, która opisała tu swoją depresję, zakończoną usiłowaniem samobójstwa w 1953 r. Wtedy przeżyła, bo zażyła zbyt dużo tabletek, co doprowadziło do torsji. Niedoszła samobójczyni na kilka miesięcy trafiła do szpitala psychiatrycznego, gdzie m.in. poddawano ją elektrowstrząsom. Pseudonim na nic się nie zdał, gdyż natychmiast rozszyfrowano, kto jest prawdziwym autorem. Po śmierci Plath "Szklany klosz" uznano za zapowiedź jej desperackiego kroku z 11 lutego 1963 r. Ale dopiero wydany w 1965 r. tomik "Ariel" został w Stanach Zjednoczonych uznany za literacką sensację. Wkrótce Plath zyskała międzynarodową sławę (w 1982 r. pośmiertnie przyznano jej nagrodę Pulitzera). Poetka samobójczyni stała się też symbolem amerykańskich feministek.
Ale dopiero teraz biografią Plath zainteresowało się kino - brytyjski dramat o jej losach wchodzi właśnie na ekrany. W "Sylvii" wyreżyserowanej przez Christine Jeffs w rolę Plath wcieliła się Gwyneth Paltrow. Film pokazuje podwójne oblicze poetki - mistrzyni gry pozorów. Kiedy porzucił ją brytyjski poeta Ted Hughes, udawała, że wiedzie szczęśliwe życie. Porzucił ją dla niejakiej Assii Wevil, która kilka lat później popełniła samobójstwo w podobny sposób. W kontaktach z innymi Plath była zawsze uśmiechnięta, udzielała się towarzysko, dużo jeździła konno. Podczas gdy w dzień pisała pełne optymizmu listy do matki, w nocy ogarniała ją rozpacz, którą widać w wierszach.
Wirus śmierci
Samobójcza śmierć uczyniła z Plath ikonę XX-wiecznej popkultury - obok takich postaci jak James Dean, Marilyn Monroe, Janis Joplin, Jim Morrison czy Kurt Cobain. Jej drogę do samozagłady powtórzyła idolka lat 90. - autorka sztuk teatralnych Sarah Kane. Nie tylko uwielbiała ona poezję Plath, ale miała podobne załamania psychiczne i próby samobójcze. I podobnie była wręcz opętana wizją własnej śmierci. Można powiedzieć, że Plath rozsiewała swoją poezją wirusa śmierci. Zaraziła nim na przykład inną amerykańską poetkę, zarazem swoją przyjaciółkę - Anne Sexton. W swoim pamiętniku Saxton tak pisała o Plath: "Podniecałyśmy się tym tematem, jakby śmierć podkreślała walor naszej egzystencji". Jedenaście lat po samobójstwie przyjaciółki, Sexton otruła się tlenkiem węgla w swoim garażu.
Biografie artystów zafascynowanych śmiercią czy wręcz obsesyjnie przygotowujących się do niej, to świetny materiał na fabułę. Wystarczy wspomnieć postać Virginii Wolf, która zyskała popularność w Polsce za sprawą filmu "Godziny" (nagrodzona Oscarem rola Nicole Kidman). Kino lubi się żywić mitem artysty samobójcy, nadwrażliwego Wertera.
Wyjście z cienia
Dobre przyjęcie filmu "Sylvia", który koncentruje się na siedmioletnim związku Plath z Hughesem, zapowiada kolejną modę na jej twórczość. Jednocześnie bowiem ukazują się aż trzy książki: wybór wierszy poetki, fabularyzowana biografia oraz pełne wydanie jej nie publikowanych dotychczas dzienników (w Wielkiej Brytanii ujrzały światło dzienne dopiero cztery lata temu). - Z sześciuset stron zapisków wyłania się inna postać od tej, którą znamy z depresyjnej twórczości. Nie jest to zlękniona i słaba kobieta, lecz silna Amerykanka, która chciała życie czerpać garściami - mówi "Wprost" tłumacz Plath Paweł Stachura. Tyle że opublikowany dziennik nie mówi całej prawdy o poetce. Dwa ostatnie tomy, pisane tuż przed śmiercią, Hughes zniszczył. Dopiero po jego śmierci w 1998 r. ujawniono zeszyty z zapiskami Plath, w których życie z nim opisuje jako koszmar. Hughes, kandydat do literackiego Nobla i ulubiony poeta królowej Elżbiety II, cenzurował wszystko, co w zapiskach Plath dotyczyło jego osoby.
Zachowane dzienniki obejmują lata 1950-1962. To dwanaście lat życia spędzonego na towarzyskich spotkaniach, porządkowaniu twórczości Hughesa i lekturach - od T. S. Eliota, przez Dylana Thomasa i W. H. Audena, po Tolkiena. To także zapis nie spełnionego pragnienia, które towarzyszyło jej od najmłodszych lat: Plath chciała być uznaną poetką. Za życia była jedynie żoną uznanego poety.
Więcej możesz przeczytać w 25/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.