Z prozą Jerzego Pilcha jest jak z czeskim filmem. Niby nic się nie dzieje, a odbiorca i tak wstrzymuje oddech. Choć autor "Spisu cudzołożnic" nie jest mistrzem fabuły, jak nikt inny potrafi czarować czytelnika kunsztownym stylem, autoironią i poczuciem humoru. Pilch niezależnie od obranego tematu zawsze znajdzie pretekst, by napisać o imprezach towarzyskich, alkoholu i kobietach, a na szarym końcu odbyć nostalgiczną wyprawę w świat ewangelickiej młodości. Kłopot narratora polega na tym, że "arcylaski" wydają mu się nieosiągalnym marzeniem. Cóż z tego, że w empikach poluje na koneserki Beethovena i Tołstoja, słusznie uważając, że "obcowanie z klasyką na ogół gwarantuje niezłe perwersje", skoro nie ma śmiałości, by nawiązać z nimi kontakt. Jako "erotoman wiekowy i dotknięty demencją" jest świadomy własnych słabości. Mimo to w pojedynczych wpadkach udaje mu się skonsumować związek. Cóż, kinematografia dobrze zna motyw kobiety, która po zakończonym romansie z pisarzem odnajduje dokładny opis wydarzeń w jego nowej książce. Podejrzewam, że w gronie licznych czytelników Pilcha takie panie stanowią spory procent. Jeśli nie większość.
Wojciech Wencel
Jerzy Pilch, "Moje pierwsze samobójstwo", Świat Książki
Więcej możesz przeczytać w 44/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.