Społeczeństwo obywatelskie przegrywa u nas z centralistyczną mentalnością Centralizm ma się u nas znowu coraz lepiej, a państwo coraz gorzej. Wydatki budżetowe na administrację, i to głównie centralną, wzrastają najszybciej. Ich hierarchia wewnętrzna jest oczywiście wątpliwa (nie było choćby pieniędzy na przyzwoite śmigłowce, których brak usiłuje się sprzedawać propagandowo jako dowód oszczędności władzy centralnej). Centralne budżetowanie chce objąć wszystko i wobec tego znikają z pola widzenia niektóre pozycje. Historyczne doświadczenie dowiodło, że centralizm nie umacnia państwa i gospodarki. Wręcz przeciwnie - jest on sprzeczny z pryncypiami zdrowej gospodarki rynkowej i można sobie zadać jedynie pytanie, czym skończy się chiński eksperyment ustrojowy: upadkiem partyjnego dyktatu czy wycofaniem się z gospodarki rynkowej?
Historia pokazuje również, że gospodarka rynkowa przegrywa bitwy, ale wygrywa wojny. Co pewien czas jakaś zbrodnicza doktryna lub "charyzmatyczny" oszołom namiesza ludziom w głowach i spowoduje ogromne straty, ale prędzej czy później wraca się do demokracji i rynku. Anglicy - wzbogaceni na wolności gospodarczej i wytwarzający pod koniec XVIII wieku trzy czwarte światowej produkcji przemysłowej - od początku wiedzieli, że w końcu zaaresztują Napoleona.
Wróćmy jednak na nasze krajowe podwórko i postawmy sobie pytanie, dlaczego jesteśmy dość gremialnie niezadowoleni ze stanu państwa, skoro mamy demokrację, wolne wybory, a nawet Trybunał Konstytucyjny? Chodzi o to, że jakość wielu naszych instytucji i organów jest kiepska. Nie może się podobać parlament produkujący ustawy buble, reprezentowany często przez osoby o wątpliwej reputacji. Trudno, żeby podobała się władza wykonawcza, której najwyższy organ ma wyraźne kłopoty z tożsamością, z przygotowywaniem aktów prawnych i ze swym zapleczem kadrowym. Kondycja władzy sądowniczej też nie budzi entuzjazmu. Zły stan polskiej klasy politycznej nie jest jednak tylko rezultatem niskich poprzeczek wyborczych. Znaczna część przetrzebionej przez obu okupantów polskiej inteligencji cierpi na potężny chaos światopoglądowy i nie jest w stanie zintegrować społeczeństwa wokół własnego już przecież państwa. Wciąż brakuje nam ludzi określanych jako państwowcy, zaangażowanych w umacnianie państwa jako dobra wspólnego, niezależnie od aktualnej konstelacji politycznej.
Dlaczego tak jest? Dlatego, że na polską mentalność fatalny wpływ wywarł komunistyczny centralizm apoteozujący władzę i dezintegrujący społeczeństwo, system "wrogiego państwa opiekuńczego". Państwo było w tym ustroju czymś zewnętrznym w stosunku do społeczeństwa, a nie jego produktem, emanacją. Państwo nie potrzebowało wtedy "państwowców", tylko aparatu bezpieczeństwa. Historyczny paradoks polega na tym, że to "wrogie państwo opiekuńcze" jest dla wielu wygodne, nie wymaga świadomego, aktywnego uczestnictwa obywateli w jego kształtowaniu i funkcjonowaniu. I to właśnie jest pożywką dla centralizmu, jego swoistym uzasadnieniem.
Polska transformacja ustrojowa nie doprowadziła do tej pory do ukształtowania się społeczeństwa obywatelskiego, bo centralistyczna mentalność nie została przezwyciężona i nadal wywiera ogromny wpływ na rozwiązania ustrojowe, ustawodawstwo i finanse publiczne. Polska klasa polityczna ciągle boi się decentralizacji, indywidualizmu, regionalizacji i wolności gospodarczej. Wyrazem wyobcowania państwa ze społeczeństwa i na odwrót jest "charytatywna" gospodarka budżetowa i "strajkowa" polityka alokacyjna. Daje się tym, którzy narzekają i głośno krzyczą. Polityka taka nie przełamuje alienacji, nie zbliża ludzi do państwa, nie buduje kapitału społecznego zaufania warunkującego długofalowy sukces polityczny i gospodarczy. To nie zaległości we wdrażaniu systemu IACS, tylko zacofanie mentalne jest największą przeszkodą u progu Unii Europejskiej.
Wróćmy jednak na nasze krajowe podwórko i postawmy sobie pytanie, dlaczego jesteśmy dość gremialnie niezadowoleni ze stanu państwa, skoro mamy demokrację, wolne wybory, a nawet Trybunał Konstytucyjny? Chodzi o to, że jakość wielu naszych instytucji i organów jest kiepska. Nie może się podobać parlament produkujący ustawy buble, reprezentowany często przez osoby o wątpliwej reputacji. Trudno, żeby podobała się władza wykonawcza, której najwyższy organ ma wyraźne kłopoty z tożsamością, z przygotowywaniem aktów prawnych i ze swym zapleczem kadrowym. Kondycja władzy sądowniczej też nie budzi entuzjazmu. Zły stan polskiej klasy politycznej nie jest jednak tylko rezultatem niskich poprzeczek wyborczych. Znaczna część przetrzebionej przez obu okupantów polskiej inteligencji cierpi na potężny chaos światopoglądowy i nie jest w stanie zintegrować społeczeństwa wokół własnego już przecież państwa. Wciąż brakuje nam ludzi określanych jako państwowcy, zaangażowanych w umacnianie państwa jako dobra wspólnego, niezależnie od aktualnej konstelacji politycznej.
Dlaczego tak jest? Dlatego, że na polską mentalność fatalny wpływ wywarł komunistyczny centralizm apoteozujący władzę i dezintegrujący społeczeństwo, system "wrogiego państwa opiekuńczego". Państwo było w tym ustroju czymś zewnętrznym w stosunku do społeczeństwa, a nie jego produktem, emanacją. Państwo nie potrzebowało wtedy "państwowców", tylko aparatu bezpieczeństwa. Historyczny paradoks polega na tym, że to "wrogie państwo opiekuńcze" jest dla wielu wygodne, nie wymaga świadomego, aktywnego uczestnictwa obywateli w jego kształtowaniu i funkcjonowaniu. I to właśnie jest pożywką dla centralizmu, jego swoistym uzasadnieniem.
Polska transformacja ustrojowa nie doprowadziła do tej pory do ukształtowania się społeczeństwa obywatelskiego, bo centralistyczna mentalność nie została przezwyciężona i nadal wywiera ogromny wpływ na rozwiązania ustrojowe, ustawodawstwo i finanse publiczne. Polska klasa polityczna ciągle boi się decentralizacji, indywidualizmu, regionalizacji i wolności gospodarczej. Wyrazem wyobcowania państwa ze społeczeństwa i na odwrót jest "charytatywna" gospodarka budżetowa i "strajkowa" polityka alokacyjna. Daje się tym, którzy narzekają i głośno krzyczą. Polityka taka nie przełamuje alienacji, nie zbliża ludzi do państwa, nie buduje kapitału społecznego zaufania warunkującego długofalowy sukces polityczny i gospodarczy. To nie zaległości we wdrażaniu systemu IACS, tylko zacofanie mentalne jest największą przeszkodą u progu Unii Europejskiej.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.