Piotrusiu! Jeżdżę właśnie po Polsce wzdłuż i wszerz, wypatrując lokalnych zakorzenionych w historii specjałów. Słowa te kreślę akurat z Kaszub. Nie znad morza, a z jezior i lasów. Szyldów kaszubskich, nawet dwujęzycznych (bo chyba zgodzisz się, że kaszubski to nie gwara, lecz język), pełno, jedzeniowych tudzież. Jednak z bliska, z perspektywy restauracyjnego stolika, sytuacja przestaje wyglądać różowo jak wschód słońca nad Wdzydzami. Wszędzie dewolaje i schabowe, prawdziwych dań lokalnych jak na lekarstwo, a widziałem nawet reklamę "pizza kaszubska". Słynnej zupy z brukwi nie ma nigdzie. Wiem, że to nie sezon, ale cóż by szkodziło brukiew mrozić czy kopcować, bo przecież turyści w te strony rzadko w listopadzie zaglądają.
Wiem, że historia z Kaszubami obchodziła się niełaskawie. Przez Niemców prześladowani za polskość, przez Polaków za niemieckość, za komuny nie mogli pielęgnować swej kultury, w szkołach nie uczono języka, tradycji i historii. Stąd nieufność i zamknięcie w sobie. Cóż to ma jednak wspólnego z obecnymi czasami i turystyką? Dostajemy czasem szału, widząc nienaturalną ekspansję góralszczyzny i podhalańskie knajpy pod Łodzią, lecz to właśnie górale zrozumieli najlepiej, jak ze swej odmienności uczynić świetnie sprzedający się produkt. Przecież odwiedzając dany region, ma się ochotę zanurzyć w nim bez reszty.
Nie jest beznadziejnie, bez trudu odnajdziesz sielawę, węgorza w sosie koperkowym, śledzia po kaszubsku w śmietanie, lecz zupełnie nie odnoszę wrażenia, żeby miejscowi byli z tych rzeczy dumni. Owszem, to biedna kuchnia, ale któraż kuchnia regionalna, oparta na tradycyjnych przepisach, jest bogata i wykwintna?! Góralskie moskole to przecież klasyczne przednówkowe danie głodu, a ludzie z całej Polski pochłaniają je w zachwycie w zakopiańskich knajpach. Ach, czemuż to latem nie można dostać zupy z brukwi?
Pozostawiam Cię z tym pytaniem, choć odpowiedź znamy pewnie obaj.
Ukłony!
RM
Drogi Przyjacielu!
Mam nadzieję, że Kaszubi przynajmniej gdzieś po domach gotują po kaszubsku i zażywają tabaki. Tradycyjna kuchnia ma moc odradzania się, jak widać choćby na Lubelszczyźnie, ale potrzebne jest zachowanie minimalnej choćby ciągłości. Bez tego próby reanimacji kuchni przodków łatwo prowadzą do cepelii, tak jak się rzecz ma z kuchnią żydowską na krakowskim Kazimierzu.
Na okołomszczonowskim Mazowszu, gdzie dużo przesiaduję, ale też chyba na całym Mazowszu, może z wyjątkiem Kurpi, w ogóle nie ma mowy o lokalnych tradycjach kulinarnych. Pewnej szansy dla Grójca upatruję w jajkach niespodziankach. Nie chodzi mi o czekoladę ani o to, co się w niej kryje, tylko o Włochów, którzy licznie zjechali w te okolice, by te słodycze produkować - ich obecność jest już wyczuwalna w tutejszej gastronomii.
Tymczasem wraz z Miryną i Fifi z zapałem tworzymy od podstaw tradycyjną kuchnię badowską (jesteśmy w Badowie niedaleko Mszczonowa). Za wielkie osiągnięcie uważam smażone zielone pomidory. Pomidory wprost z ogródka, niedojrzałe, męczone wytrwale przez Fifi sześć godzin na patelni, zamieniły się w rewelacyjny sos, który niesłychanie wzbogacił moje życie wewnętrzne. Kiedy jedliśmy go ze spaghetti, miałem poczucie, że to danie wygrałoby w cuglach każdy konkurs kuchni włoskiej.
Ale ten sam sos jedliśmy potem z ziemniakami i było jeszcze lepiej! Przy czym zawsze uważałem, że połączenie pomidorów z ziemniakami jest nieszczęśliwe. Teraz wiem, że może być bardzo udane, pod warunkiem, że pomidory są zielone, a ziemniaki młode. Sezon na tę potrawę nie potrwa długo, więc radzę Ci się pospieszyć i spróbować samemu.
Bikont Zielony Długo Smażony
Nie jest beznadziejnie, bez trudu odnajdziesz sielawę, węgorza w sosie koperkowym, śledzia po kaszubsku w śmietanie, lecz zupełnie nie odnoszę wrażenia, żeby miejscowi byli z tych rzeczy dumni. Owszem, to biedna kuchnia, ale któraż kuchnia regionalna, oparta na tradycyjnych przepisach, jest bogata i wykwintna?! Góralskie moskole to przecież klasyczne przednówkowe danie głodu, a ludzie z całej Polski pochłaniają je w zachwycie w zakopiańskich knajpach. Ach, czemuż to latem nie można dostać zupy z brukwi?
Pozostawiam Cię z tym pytaniem, choć odpowiedź znamy pewnie obaj.
Ukłony!
RM
Drogi Przyjacielu!
Mam nadzieję, że Kaszubi przynajmniej gdzieś po domach gotują po kaszubsku i zażywają tabaki. Tradycyjna kuchnia ma moc odradzania się, jak widać choćby na Lubelszczyźnie, ale potrzebne jest zachowanie minimalnej choćby ciągłości. Bez tego próby reanimacji kuchni przodków łatwo prowadzą do cepelii, tak jak się rzecz ma z kuchnią żydowską na krakowskim Kazimierzu.
Na okołomszczonowskim Mazowszu, gdzie dużo przesiaduję, ale też chyba na całym Mazowszu, może z wyjątkiem Kurpi, w ogóle nie ma mowy o lokalnych tradycjach kulinarnych. Pewnej szansy dla Grójca upatruję w jajkach niespodziankach. Nie chodzi mi o czekoladę ani o to, co się w niej kryje, tylko o Włochów, którzy licznie zjechali w te okolice, by te słodycze produkować - ich obecność jest już wyczuwalna w tutejszej gastronomii.
Tymczasem wraz z Miryną i Fifi z zapałem tworzymy od podstaw tradycyjną kuchnię badowską (jesteśmy w Badowie niedaleko Mszczonowa). Za wielkie osiągnięcie uważam smażone zielone pomidory. Pomidory wprost z ogródka, niedojrzałe, męczone wytrwale przez Fifi sześć godzin na patelni, zamieniły się w rewelacyjny sos, który niesłychanie wzbogacił moje życie wewnętrzne. Kiedy jedliśmy go ze spaghetti, miałem poczucie, że to danie wygrałoby w cuglach każdy konkurs kuchni włoskiej.
Ale ten sam sos jedliśmy potem z ziemniakami i było jeszcze lepiej! Przy czym zawsze uważałem, że połączenie pomidorów z ziemniakami jest nieszczęśliwe. Teraz wiem, że może być bardzo udane, pod warunkiem, że pomidory są zielone, a ziemniaki młode. Sezon na tę potrawę nie potrwa długo, więc radzę Ci się pospieszyć i spróbować samemu.
Bikont Zielony Długo Smażony
Smażone zielone pomidory podaje Fifi Fidler |
---|
Pomidory obrać ze skórki - nie schodzi ona łatwo, więc nie wystarczy je sparzyć, trzeba chwilkę obgotować (dobrze jest przed wrzuceniem do wrzątku naciąć je od spodu). Usunąć twarde części. Posiekać drobniutko czosnek i wrzucić na rozgrzaną oliwę. Kiedy czosnek się lekko zrumieni, dodać pokrojone pomidory. Długo dusić bez przykrycia (ważne jest, by była to dobra patelnia), często mieszając, aż wyparuje sok i pomidory zmienią się w gęsty sos. Doprawić do smaku solą i grubo zmielonym pieprzem. Podawać z makaronem, z młodymi ziemniakami albo z kopytkami. |
Więcej możesz przeczytać w 33/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.