Komunizm zdegradował inteligencję do "inteligencji pracującej" Obchody rocznicy powstania warszawskiego przywołują tragizm tego narodowego zrywu, zdradę i cynizm Stalina, zimne wyrachowanie Zachodu, bezbrzeżną głupotę Franklina (nie Theodore'a) Roosevelta, okrucieństwo rzekomo nie przenikniętej hitleryzmem niemieckiej armii i wiele innych rzeczy. Niestety, ciągle zbyt rzadko przypomina się przy tej okazji, że największe, niepowetowane straty poniosła wtedy i w czasie okupacji hitlerowsko-radzieckiej młoda polska inteligencja, zaplecze intelektualne narodu, najzdolniejsza i najaktywniejsza młodzież. Straty innych warstw społecznych były nieporównanie mniejsze. Zresztą mieliśmy już po odzyskaniu niepodległości ludowego posła, który twierdził, że podczas okupacji było lepiej niż dzisiaj.
Ogromnego jakościowego upływu krwi nie mogły oczywiście wyrównać lata stalinizmu - czasy marksistowskiej indoktrynacji i ustroju obrażającego prawa człowieka oraz zwykłą logikę. Do końca lat 80. partia komunistyczna traktowała inteligencję czysto instrumentalnie, na zasadzie najniższego ogniwa triady: klasa robotnicza, chłopstwo i "inteligencja pracująca". W tej terminologii "pracująca" znaczyło "nie myśląca", realizująca zadania wyznaczone przez biuro polityczne. Zaczęto przeciwstawiać intelektualistom "inteligencję techniczną". Był to klimat sprzyjający karierowiczostwu, a nie rzeczywistemu rozwojowi. Ciągle przypominano, kto tu rządzi. Los sygnatariuszy listu 34 i wyrok śmierci po pokazowym procesie w tzw. aferze mięsnej nie pozostawiały złudzeń w latach 60. W latach 70., kiedy degrengolada komunizmu była już widoczna gołym okiem, zalecano intelektualistom budowanie teorii rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego, co owocowało niekiedy nawet członkostwem w Polskiej Akademii Nauk. W latach 80. twardo broniono zaś zdobyczy socjalizmu.
Słabość liczebna i jakościowa polskiej inteligencji oraz sukcesy marksistowskiej indoktrynacji dają o sobie znać do dziś. To, że na przełomie lat 1989 i 1990 dokonała się zmiana ustroju, że stworzono wtedy fundamenty demokracji i gospodarki rynkowej, zawdzięczamy stosunkowo wąskiemu kręgowi humanistów i ekonomistów świadomych skali przełomu i otwierających się szans. Zresztą dziś jeszcze główny architekt tego przełomu znieważany jest w podobnym tonie zarówno przez posłankę Renatę Beger, jak i byłego rektora Uniwersytetu Warszawskiego prof. Andrzeja Kajetana Wróblewskiego ("Gazeta Wyborcza" z 29 lipca 2004 r.).
Słabość liczebna i jakościowa polskiej inteligencji oraz sukcesy marksistowskiej indoktrynacji dają o sobie znać do dziś. To, że na przełomie lat 1989 i 1990 dokonała się zmiana ustroju, że stworzono wtedy fundamenty demokracji i gospodarki rynkowej, zawdzięczamy stosunkowo wąskiemu kręgowi humanistów i ekonomistów świadomych skali przełomu i otwierających się szans. Zresztą dziś jeszcze główny architekt tego przełomu znieważany jest w podobnym tonie zarówno przez posłankę Renatę Beger, jak i byłego rektora Uniwersytetu Warszawskiego prof. Andrzeja Kajetana Wróblewskiego ("Gazeta Wyborcza" z 29 lipca 2004 r.).
Więcej możesz przeczytać w 33/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.