Literatura skandynawska bywa duszna, ale nigdy nie jest to zaduch zaścianka Listopad to taka ponura pora, jak ponura jest Norwe-gia - pisała Emily Dickinson. Słowa amerykańskiej poetki dobrze oddają obiegowe wyobrażenie Skandynawii jako ciemnej krainy zaludnionej przez nudnych racjonalistów. Ten wizerunek utrwaliły dramaty Ibsena i Strindberga, obrazy Muncha czy kino Bergmana. Tymczasem współczesna twórczość Skandynawów jest pełna witalności i poczucia humoru. Nic dziwnego, że przebojem wdarła się na najważniejsze rynki Europy. Przekonują o tym takie bestsellery, jak "Świat Zofii" Josteina Gaardera czy "Muzyka pop z Vittuli" Mikaela Niemi. Skandynawscy pisarze idą drogą przetartą przez muzyków Abby, Aha, Europe czy Roxette.
Pod cyrkowym namiotem
W latach 70. Wydawnictwo Poznańskie drukowało wprawdzie skandynawską literaturę w stutysięcznych nakładach, ale tamten sukces wynikał z niewielkiej oferty na rynku. Dopiero teraz, gdy w Polsce błyskawicznie wydawane są wszystkie światowe bestsellery, sukces Skandynawów nie jest niczym zafałszowany. Dla polskich autorów, zamiłowanych w snuciu ponurych opowieści o beznadziei życia, ta proza powinna być materiałem instruktażowym.
- Piszę po to, by rozświetlić mroki Północy, a nie dobijać czytelnika ponurymi historiami - mówi "Wprost" Norweg Lars Saabye Christensen. Książki Christensena nie mają w sobie cienia taniego moralizatorstwa czy śladu utyskiwania na ponurą rzeczywistość. Jego "Herman" to wzruszająca i pełna humoru historia chorego chłopca, który łysieje w wieku jedenastu lat. To opowieść o akceptacji tego, co zsyła nam los, o dziecięcych zachwytach światem. Książka była bestsellerem w Skandynawii, Niemczech, Francji, Hiszpanii i we Włoszech. Szybko doczekała się ekranizacji.
Literatura skandynawska bywa duszna, jednak nigdy nie jest to zaduch zaścianka, co często zdarza się w naszym kraju. Tragizm zawsze sąsiaduje tu z humorem i optymizmem. - Frustracja bywa pożywką młodzieńczej, niedojrzałej twórczości. Literatura dojrzała to przede wszystkim epickość, to dobrze opowiedziana historia. Skandynawscy pisarze nie chcą zatruwać dusz czytelników, lecz je leczyć - mówi Christensen.
Skandynawowie są mistrzami opowiadania ciekawych historii, bo to część ich życia. W lokalnych społecznościach wciąż ceni się gawędziarzy, którzy przekazują historie miejscowych rodów. Dlatego tak typowa jest dla Skandynawii rodzinna saga. Taką jest ponadsiedmiusetstronicowy "Półbrat" Christensena. Książka, nad którą Norweg pracował dziesięć lat, została przetłumaczona już na 30 języków i sprzedała się w ponad trzech milionach egzemplarzy. Lokalny koloryt na każdym kroku łączy się tu z uniwersalizmem przesłania. De facto jest to prywatna historia XX wieku. - Chciałem wznieść nad areną, jaką był XX wiek, wielki namiot cyrkowy i wypełnić tę przestrzeń dziwnymi opowieściami - mówi Christensen.
Wiersze do kapusty
Christensen, Niemi czy Roy Jacobsen (autor wydanych u nas "Izmaela" i "Nowej wody") swoją znaną w świecie prozą zarabiają na hobby, jakim jest dla nich poezja. O poezji jako hobby mówi też film Norwega Pettera Nassa "Elling". Jego nieśmiały bohater pisze wiersze, które potem potajemnie rozkleja w opakowaniach z kapustą.
Oscarowa nominacja "Ellinga" zwraca uwagę na to, że nie tylko literatura, ale i skandynawskie kino dobrze radzi sobie na świecie. Zresztą często filmy są realizowane na podstawie bestsellerowych powieści - jak wspomniany "Elling", nakręcony na podstawie książki Ingvara Ambjřrnsena. Od lat wśród piątki najlepszych nieanglojęzycznych filmów wybieranych przez amerykańską akademię zawsze znajduje się produkcja skandynawska. I jakoś nie słychać lamentów skandynawskich twórców, że budżet państwa nie daje im pieniędzy na filmy. Ich produkcje po prostu same na siebie zarabiają - jak "Kumple", "Fucking Ĺm�l", "Historie kuchenne", "Włoski dla początkujących" czy islandzki "101 Reykjavik". Skandynawskie filmy opowiadają, zwykle z humorem, historie o zwykłych ludziach. Opowiadają je bez histerii czy emocjonalnego szantażu i bez dłużyzn oraz pseudoegzystencjalnego zadęcia - jak chociażby nasz "Edi".
Detektyw Van Veeteren
Specjalnością Skandynawów jest ostatnio literacki kryminał. Najlepszym tego przykładem są książki Henninga Mankella o przygodach komisarza Wallandera, które w Skandynawii osiągnęły nakład 3 milionów egzemplarzy i doczekały się przekładu na 35 języków. Jesienią ukaże się w Polsce kryminał "Sprawa Evy Moreno" Hakana Nessera - najpopularniejszego dziś szwedzkiego pisarza. To początek bestsellerowego 10-tomowego cyklu o detektywie Van Veeterenie, który zdobył już uznanie w 15 krajach Europy i stał się podstawą bijącego rekordy popularności telewizyjnego serialu.
- Dla Skandynawów sztuka jest polem dla indywidualizmu i fantazji, których mało mają w życiu codziennym. Bo tam obowiązuje rygor i dyscyplina. Ten indywidualizm pociąga Polaków, bo nasza literatura często służyła jakiejś sprawie. Tyle że Polacy w życiu codziennym są przeciwieństwem Skandynawów, bo są jeszcze większymi anarchistami niż bohaterowie literaccy - mówi dr Hieronim Chojnacki, skandynawista z Uniwersytetu Gdańskiego.
W latach 70. Wydawnictwo Poznańskie drukowało wprawdzie skandynawską literaturę w stutysięcznych nakładach, ale tamten sukces wynikał z niewielkiej oferty na rynku. Dopiero teraz, gdy w Polsce błyskawicznie wydawane są wszystkie światowe bestsellery, sukces Skandynawów nie jest niczym zafałszowany. Dla polskich autorów, zamiłowanych w snuciu ponurych opowieści o beznadziei życia, ta proza powinna być materiałem instruktażowym.
- Piszę po to, by rozświetlić mroki Północy, a nie dobijać czytelnika ponurymi historiami - mówi "Wprost" Norweg Lars Saabye Christensen. Książki Christensena nie mają w sobie cienia taniego moralizatorstwa czy śladu utyskiwania na ponurą rzeczywistość. Jego "Herman" to wzruszająca i pełna humoru historia chorego chłopca, który łysieje w wieku jedenastu lat. To opowieść o akceptacji tego, co zsyła nam los, o dziecięcych zachwytach światem. Książka była bestsellerem w Skandynawii, Niemczech, Francji, Hiszpanii i we Włoszech. Szybko doczekała się ekranizacji.
Literatura skandynawska bywa duszna, jednak nigdy nie jest to zaduch zaścianka, co często zdarza się w naszym kraju. Tragizm zawsze sąsiaduje tu z humorem i optymizmem. - Frustracja bywa pożywką młodzieńczej, niedojrzałej twórczości. Literatura dojrzała to przede wszystkim epickość, to dobrze opowiedziana historia. Skandynawscy pisarze nie chcą zatruwać dusz czytelników, lecz je leczyć - mówi Christensen.
Skandynawowie są mistrzami opowiadania ciekawych historii, bo to część ich życia. W lokalnych społecznościach wciąż ceni się gawędziarzy, którzy przekazują historie miejscowych rodów. Dlatego tak typowa jest dla Skandynawii rodzinna saga. Taką jest ponadsiedmiusetstronicowy "Półbrat" Christensena. Książka, nad którą Norweg pracował dziesięć lat, została przetłumaczona już na 30 języków i sprzedała się w ponad trzech milionach egzemplarzy. Lokalny koloryt na każdym kroku łączy się tu z uniwersalizmem przesłania. De facto jest to prywatna historia XX wieku. - Chciałem wznieść nad areną, jaką był XX wiek, wielki namiot cyrkowy i wypełnić tę przestrzeń dziwnymi opowieściami - mówi Christensen.
Wiersze do kapusty
Christensen, Niemi czy Roy Jacobsen (autor wydanych u nas "Izmaela" i "Nowej wody") swoją znaną w świecie prozą zarabiają na hobby, jakim jest dla nich poezja. O poezji jako hobby mówi też film Norwega Pettera Nassa "Elling". Jego nieśmiały bohater pisze wiersze, które potem potajemnie rozkleja w opakowaniach z kapustą.
Oscarowa nominacja "Ellinga" zwraca uwagę na to, że nie tylko literatura, ale i skandynawskie kino dobrze radzi sobie na świecie. Zresztą często filmy są realizowane na podstawie bestsellerowych powieści - jak wspomniany "Elling", nakręcony na podstawie książki Ingvara Ambjřrnsena. Od lat wśród piątki najlepszych nieanglojęzycznych filmów wybieranych przez amerykańską akademię zawsze znajduje się produkcja skandynawska. I jakoś nie słychać lamentów skandynawskich twórców, że budżet państwa nie daje im pieniędzy na filmy. Ich produkcje po prostu same na siebie zarabiają - jak "Kumple", "Fucking Ĺm�l", "Historie kuchenne", "Włoski dla początkujących" czy islandzki "101 Reykjavik". Skandynawskie filmy opowiadają, zwykle z humorem, historie o zwykłych ludziach. Opowiadają je bez histerii czy emocjonalnego szantażu i bez dłużyzn oraz pseudoegzystencjalnego zadęcia - jak chociażby nasz "Edi".
Detektyw Van Veeteren
Specjalnością Skandynawów jest ostatnio literacki kryminał. Najlepszym tego przykładem są książki Henninga Mankella o przygodach komisarza Wallandera, które w Skandynawii osiągnęły nakład 3 milionów egzemplarzy i doczekały się przekładu na 35 języków. Jesienią ukaże się w Polsce kryminał "Sprawa Evy Moreno" Hakana Nessera - najpopularniejszego dziś szwedzkiego pisarza. To początek bestsellerowego 10-tomowego cyklu o detektywie Van Veeterenie, który zdobył już uznanie w 15 krajach Europy i stał się podstawą bijącego rekordy popularności telewizyjnego serialu.
- Dla Skandynawów sztuka jest polem dla indywidualizmu i fantazji, których mało mają w życiu codziennym. Bo tam obowiązuje rygor i dyscyplina. Ten indywidualizm pociąga Polaków, bo nasza literatura często służyła jakiejś sprawie. Tyle że Polacy w życiu codziennym są przeciwieństwem Skandynawów, bo są jeszcze większymi anarchistami niż bohaterowie literaccy - mówi dr Hieronim Chojnacki, skandynawista z Uniwersytetu Gdańskiego.
Więcej możesz przeczytać w 31/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.