Optymizm i wiara w wyzdrowienie są równie skuteczne jak placebo Ponad 30 proc. Amerykanów regularnie modli się w intencji swego zdrowia, a wśród chorych ten odsetek rośnie do 85 proc. Także 80 proc. Polaków uważa, że modlitwa pomaga w walce z chorobą. Niestety, optymizm i wiara w pokonanie raka są równie skuteczne jak placebo - wykazały badania dr Penelope Schofield z Peter MacCallum Cancer Centre w Melbourne. Chorzy, którym dzięki pozytywnemu nastawieniu lub modlitwie udało się pokonać nieuleczalną - zdaniem lekarzy - chorobę, to jedynie odosobnione przypadki, jeśli w ogóle są prawdziwe!
Szczepionka umysłu
Osoby z pozytywnym nastawieniem żyją dłużej i są zdrowsze niż pesymiści - badania nie pozostawiają wątpliwości. Optymiści rzadziej chorują nie tylko na depresję, są też odporniejsi na przeziębienia, bo układy nerwowy i odpornościowy są z sobą połączone. Lewa kora przedczołowa - część mózgu zaangażowana w pozytywne myślenie i odczuwanie szczęścia - wpływa na zwiększenie aktywności układu immunologicznego (wysoka aktywność w tym rejonie kory mózgowej, występująca m.in. u mnichów buddyjskich, zwiększa skuteczność szczepień oraz liczbę komórek odpornościowych we krwi). Osoby, u których doszło do uszkodzenia lewej półkuli mózgu, częściej przechodzą infekcje - udowodniły badania dr. Kimforda Meadora z Georgetown University Hospital w Waszyngtonie. Na raka piersi chorują głównie kobiety nie radzące sobie z negatywnymi emocjami - wynika z badań prof. Magdaleny Marszał-Wiśniewskiej z Instytutu Psychologii PAN.
Przekonanie, że skoro optymizm chroni przed rakiem, to może go też wyleczyć, jest jednak błędne. Układ immunologiczny nieustannie zwalcza komórki nowotworowe, ale te, które zdołają go oszukać, zwykle są już odporne na naturalne mechanizmy obronne. Nawet jeśli pobudzimy odporność za pomocą szczepionki przeciwrakowej, organizm sam nie pokona choroby. Podobnie pozytywne myślenie nie będzie skuteczne bez pomocy lekarza. Przekonują o tym wyniki badań prowadzonych w Australii, które dowiodły, że optymizm nie wpływa na długość życia pacjentów z niedrobnokomórkowym rakiem płuc.
"Byliśmy zaskoczeni, bo badania miały potwierdzić, że chorzy na raka mogą siłą woli przynajmniej przedłużyć życie" - twierdzi Penelope Schofield. "Niektórym to odebrało nadzieję i sens walki z chorobą, ale nie będziemy mówić, że coś pomaga, jeśli to złudzenie" - mówi David Sampson z American Cancer Society.
Fałszywy optymizm
Nadzieja na wyzdrowienie jest ważna, bo pomaga przetrwać uciążliwe zabiegi i porzucić szkodliwe nawyki. Optymistyczne, nawet wojownicze nastawienie do raka stało się niemal normą, zwłaszcza wśród Amerykanów. Dla wielu pacjentów to naturalne, ale część czuje się zmuszana do takiego zachowania przez lekarzy i rodzinę. "Wynika to z przesądu, jakoby depresja, gniew i inne negatywne emocje wywoływały raka, a przyczyną postępowania choroby były wady pacjenta. To okrutne podejście, nie mające naukowego uzasadnienia" - podkreśla prof. Jerome Groopman, autor książki "Anatomia nadziei". "Jeśli ktoś poczuje się źle, nie ma obowiązku bycia odważnym w chorobie" - radzi Nancy Audesse z Massachusetts Board of Registration of Medicine. 45--letnia Audesse, głównie dzięki wczesnej diagnozie i zastosowaniu skutecznej terapii, czterokrotnie pokonała nowotwór.
Onkolodzy i ich podopieczni nagminnie nie biorą pod uwagę możliwości, że terapia nie poskutkuje - wykazały badania przeprowadzone w Holandii. W rezultacie pacjenci zaniedbują tak ważne kwestie, jak uporządkowanie swych spraw i pożegnanie z bliskimi. Podobnie zachowują się chorzy na AIDS. "Znałem osoby, które sprzedały wszystko, co miały, a pieniądze wydały na rzekomo cudowne lekarstwa. Niektórzy nie stosowali zalecanej przez nas terapii, bo wierzyli w boską pomoc, która oczywiście nie nadchodziła" - wspomina prof. Abraham Verghese z University of Texas.
Sens modlitwy
Wiara okazuje się wobec choroby równie bezradna jak nadzieja. Głęboko wierzący i praktykujący cieszą się na ogół lepszym zdrowiem niż ateiści, ale nie można z tego wyciągać zbyt śmiałych wniosków. Osoby religijne łatwiej akceptują działania prozdrowotne: umiar w jedzeniu i piciu czy rzucenie nałogów. Wspólnota religijna daje wsparcie, które korzystnie wpływa na stan zdrowia, zwłaszcza osób starszych. "Działanie samych czynników duchowych na zdrowie jest jednak wątpliwe. Nie ma solidnych dowodów na to, że wiara może leczyć" - uważa prof. Richard Sloan z Columbia University.
Sceptycyzm pogłębiają kompromitujące próby udowodnienia leczniczej siły wiary. W 2001 r. sensację wywołała publikacja naukowców z Columbia University. Przeprowadzili eksperyment: chrześcijanie z USA, Kanady i Australii modlili się o powodzenie zabiegu sztucznego zapłodnienia, któremu były poddawane Koreanki. Kobiety nie wiedziały, że ktoś udziela im wsparcia, a mimo to zachodziły w ciążę dwukrotnie częściej niż te, za które nikt się nie modlił. Niedawno wyszło na jaw, że badanie było sfałszowane, a dwóch głównych autorów okazało się oszustami bez wykształcenia medycznego.
Wielu pacjentów zwraca się ku religii dopiero wtedy, gdy zostanie u nich wykryta choroba. Badania wykazały, że taka powierzchowna wiara może być wręcz szkodliwa. "Jeśli ktoś tylko chodzi do kościoła i modli się, nie będzie od tego zdrowszy" - mówi dr Monika Ardelt z University of Florida. Religia pomaga dopiero wtedy, gdy pozwala odnaleźć sens życia - nawet jeśli choroba zakończy je przedwcześnie.
Osoby z pozytywnym nastawieniem żyją dłużej i są zdrowsze niż pesymiści - badania nie pozostawiają wątpliwości. Optymiści rzadziej chorują nie tylko na depresję, są też odporniejsi na przeziębienia, bo układy nerwowy i odpornościowy są z sobą połączone. Lewa kora przedczołowa - część mózgu zaangażowana w pozytywne myślenie i odczuwanie szczęścia - wpływa na zwiększenie aktywności układu immunologicznego (wysoka aktywność w tym rejonie kory mózgowej, występująca m.in. u mnichów buddyjskich, zwiększa skuteczność szczepień oraz liczbę komórek odpornościowych we krwi). Osoby, u których doszło do uszkodzenia lewej półkuli mózgu, częściej przechodzą infekcje - udowodniły badania dr. Kimforda Meadora z Georgetown University Hospital w Waszyngtonie. Na raka piersi chorują głównie kobiety nie radzące sobie z negatywnymi emocjami - wynika z badań prof. Magdaleny Marszał-Wiśniewskiej z Instytutu Psychologii PAN.
Przekonanie, że skoro optymizm chroni przed rakiem, to może go też wyleczyć, jest jednak błędne. Układ immunologiczny nieustannie zwalcza komórki nowotworowe, ale te, które zdołają go oszukać, zwykle są już odporne na naturalne mechanizmy obronne. Nawet jeśli pobudzimy odporność za pomocą szczepionki przeciwrakowej, organizm sam nie pokona choroby. Podobnie pozytywne myślenie nie będzie skuteczne bez pomocy lekarza. Przekonują o tym wyniki badań prowadzonych w Australii, które dowiodły, że optymizm nie wpływa na długość życia pacjentów z niedrobnokomórkowym rakiem płuc.
"Byliśmy zaskoczeni, bo badania miały potwierdzić, że chorzy na raka mogą siłą woli przynajmniej przedłużyć życie" - twierdzi Penelope Schofield. "Niektórym to odebrało nadzieję i sens walki z chorobą, ale nie będziemy mówić, że coś pomaga, jeśli to złudzenie" - mówi David Sampson z American Cancer Society.
Fałszywy optymizm
Nadzieja na wyzdrowienie jest ważna, bo pomaga przetrwać uciążliwe zabiegi i porzucić szkodliwe nawyki. Optymistyczne, nawet wojownicze nastawienie do raka stało się niemal normą, zwłaszcza wśród Amerykanów. Dla wielu pacjentów to naturalne, ale część czuje się zmuszana do takiego zachowania przez lekarzy i rodzinę. "Wynika to z przesądu, jakoby depresja, gniew i inne negatywne emocje wywoływały raka, a przyczyną postępowania choroby były wady pacjenta. To okrutne podejście, nie mające naukowego uzasadnienia" - podkreśla prof. Jerome Groopman, autor książki "Anatomia nadziei". "Jeśli ktoś poczuje się źle, nie ma obowiązku bycia odważnym w chorobie" - radzi Nancy Audesse z Massachusetts Board of Registration of Medicine. 45--letnia Audesse, głównie dzięki wczesnej diagnozie i zastosowaniu skutecznej terapii, czterokrotnie pokonała nowotwór.
Onkolodzy i ich podopieczni nagminnie nie biorą pod uwagę możliwości, że terapia nie poskutkuje - wykazały badania przeprowadzone w Holandii. W rezultacie pacjenci zaniedbują tak ważne kwestie, jak uporządkowanie swych spraw i pożegnanie z bliskimi. Podobnie zachowują się chorzy na AIDS. "Znałem osoby, które sprzedały wszystko, co miały, a pieniądze wydały na rzekomo cudowne lekarstwa. Niektórzy nie stosowali zalecanej przez nas terapii, bo wierzyli w boską pomoc, która oczywiście nie nadchodziła" - wspomina prof. Abraham Verghese z University of Texas.
Sens modlitwy
Wiara okazuje się wobec choroby równie bezradna jak nadzieja. Głęboko wierzący i praktykujący cieszą się na ogół lepszym zdrowiem niż ateiści, ale nie można z tego wyciągać zbyt śmiałych wniosków. Osoby religijne łatwiej akceptują działania prozdrowotne: umiar w jedzeniu i piciu czy rzucenie nałogów. Wspólnota religijna daje wsparcie, które korzystnie wpływa na stan zdrowia, zwłaszcza osób starszych. "Działanie samych czynników duchowych na zdrowie jest jednak wątpliwe. Nie ma solidnych dowodów na to, że wiara może leczyć" - uważa prof. Richard Sloan z Columbia University.
Sceptycyzm pogłębiają kompromitujące próby udowodnienia leczniczej siły wiary. W 2001 r. sensację wywołała publikacja naukowców z Columbia University. Przeprowadzili eksperyment: chrześcijanie z USA, Kanady i Australii modlili się o powodzenie zabiegu sztucznego zapłodnienia, któremu były poddawane Koreanki. Kobiety nie wiedziały, że ktoś udziela im wsparcia, a mimo to zachodziły w ciążę dwukrotnie częściej niż te, za które nikt się nie modlił. Niedawno wyszło na jaw, że badanie było sfałszowane, a dwóch głównych autorów okazało się oszustami bez wykształcenia medycznego.
Wielu pacjentów zwraca się ku religii dopiero wtedy, gdy zostanie u nich wykryta choroba. Badania wykazały, że taka powierzchowna wiara może być wręcz szkodliwa. "Jeśli ktoś tylko chodzi do kościoła i modli się, nie będzie od tego zdrowszy" - mówi dr Monika Ardelt z University of Florida. Religia pomaga dopiero wtedy, gdy pozwala odnaleźć sens życia - nawet jeśli choroba zakończy je przedwcześnie.
Wybacz na zdrowie |
---|
Zdolność przebaczania innym służy naszemu zdrowiu - twierdzą uczeni zaangażowani w kampanię wybaczania (www.forgiving.org). Z ich badań wynika, że osoby nie chowające urazy mają niższe ciśnienie krwi i poziom hormonów stresu, słabiej odczuwają dolegliwości, takie jak ból pleców, i lepiej reagują na zabiegi rehabilitacyjne. Lecznicze działanie wybaczania związane jest przede wszystkim ze zmniejszeniem poziomu przewlekłego stresu. |
Więcej możesz przeczytać w 39/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.