Jak ktoś zdobędzie władzę, od razu nabiera pewności, że mu słońce z tyłka świeci W Brunei odbył się ślub syna władcy, księcia Al-Muhtadi Billaha Bolkiaha. Wszystko, jak to w Azji, urządzone było z przepychem (w złocie tonęli nie tylko państwo młodzi, ale także opony limuzyny, która ich wiozła). Bogaty tatko (z zawodu sułtan i władca państwa) znany jest ze swego bogactwa (ropa! ropa!), a także z tego, że zaprasza do siebie największe gwiazdy pop. Będąc sułtanem Brunei, nie musi lecieć samolotem do USA czy Europy i mieszać się z tłumem w sali koncertowej. Sułtan płaci miliony za to, że gwiazdy śpiewają tylko dla niego i jego dworu. Koncerty te wyglądają nieco komicznie. Gwiazdy przyzwyczajone do dużych scen i wielotysięcznej, rozgrzanej widowni czują się nieswojo, występując dla garstki, która nobliwie zasiada przed sceną na tronach. To jeden z niewielu wypadków, gdy bogaci (gwiazdy pop) występują dla jeszcze bogatszych (sułtan i jego rodzina). Zwykle jest tak, że to milionerzy (znani artyści, drodzy piłkarze) wydurniają się przed biedotą, czyli normalną widownią, która przyłazi na mecze i koncerty.
U Diogenesa Laertiosa czytamy, że gdy Krezus w ozdobnych szatach zasiadł na tronie, spytał Solona, czy ten widział wspanialsze widowisko. Solon odparł, że owszem, na przykład koguty, bażanty i pawie. "Ich piękno jest tysiąckroć wspanialsze, bo naturalne" - miał wyrazić się Solon. Coś z człowiekiem dzieje się takiego, że jak tylko zdobędzie władzę, to głupieje. Obsypuje się złotem, puszy ogon i nabiera przekonania o własnej wyjątkowości oraz pewności, że mu słońce z tyłka świeci. Saparmurat Nijazow, zwany Turkmenbaszą, były kacyk partyjny, a obecnie władca absolutny w Turkmenistanie, nie dość, że buduje sobie pomniki, pisze instrukcje, jak poddani powinni się ubierać, czy każe dzieciom uczyć się swego życiorysu, to ma jeszcze ambicje stworzenia nowego kalendarza. Niczym Juliusz Cezar zlecił swym astrologom opracowanie nowego kalendarza, w którym nazwy miesięcy to imiona władcy i jego rodziny. Nijazowa (którego w cywilizowanym świecie postrzega się jako sprytnego półanalfabetę) przebija tylko nieświętej pamięci słynny afrykański cesarz Bokassa. Za rządów Bokassy poddani umierali z głodu, ale ukochane czworonogi jadały ze złotych misek.
Jest taka stara rosyjska anegdota o tym, jak chłopa spytano, co zrobiłby, gdyby szczęśliwym zrządzeniem losu udało mu się zostać carem. "A ukradłbym dwadzieścia rubli i dał dyla" - odparł podniecony chłop. Zdaniem światowej sławy psychologów, polskie elity kombinują w podobny sposób. Chapnąć coś ze stołu dla siebie i dać dyla. Chapnięcie jest zwykle o wiele większe niż dwadzieścia rubli z dowcipu, a danie dyla nie zawsze się udaje. Liczba afer, w które umoczeni są ludzie ze sfer władzy, przekroczyła u nas już dawno wszelkie dopuszczalne normy na metr kwadratowy. Po zdobyciu stołków ludzie SLD zaczęli się zachowywać jak dzieci zostawione w cukierni bez opieki rodziców. Czystym kretyństwem z ich strony była wiara w to, że smrody po jakimś czasie nie wyjdą na wierzch. Ludziom nie chce się już nawet czytać w gazetach o tym, że kolejni notable zamieszani są w jakieś przekręty, bo po Starachowicach, gdzie władza dla paru marnych groszy kumała się z gangsterami, wiadomo, że wszystko - nawet zbiorowy gwałt na staruszce czy kradzież skrzynki jaboli ze sklepu z używaną bielizną - jest w wykonaniu tej wybitnie rozrywkowej formacji możliwe.
Odpryskiem z potopu afer kruszy się też niezmącony do niedawna majestat lidera rankingów popularności. W związku z przesłuchaniami komisji do spraw Orlenu wszyscy spodziewają się trzęsienia ziemi. Jak spekulują korytarzowi sejsmolodzy, trzęsienie nastąpi w związku z nastąpieniem na odcisk naszemu sułtanowi Brunei, czyli prezydentowi Kwaśniewskiemu. Widząc świecące oczka Giertycha, który już pali się, by zjeść Kwaśniewskiego niczym jajko na miękko, można przewidywać dwa scenariusze. Kwaśniewski wyjdzie z przesłuchań komisji albo poobijany jak Michnik po Rywinie, albo posiniaczony jak Gołota po Tysonie. W opinii zoologów tak czy inaczej to prawdopodobny koniec tego dworu pełnego polskich kogutów, bażantów i pawi. Ostatnio ujawniono, że wiele gatunków zwierząt potrafi myśleć abstrakcyjnie i odczuwać smutek. Często podobno smucą się słonie, antylopy, małpy, delfiny, wieloryby i Krzysztof Janik. Podczas swojej kadencji Kwaśniewski raz wyglądał lekko jak antylopa, a raz ciężej jak wieloryb, a mimo to wielu twierdzi, że miał w pałacu bażancie życie. Uśmiechał się ładnie jak delfin i za nic nie brał odpowiedzialności. Zdaniem dyrektorów zoo, bażanty są w polityce jak brylantyna na włosach łysego - potrafią tylko błyszczeć. Co z tego będzie oprócz smutnego pawia na imprezie pożegnalnej? Czas pokaże - jak powiedziała Teresa Orlowsky, zapinając biustonosz.
Jest taka stara rosyjska anegdota o tym, jak chłopa spytano, co zrobiłby, gdyby szczęśliwym zrządzeniem losu udało mu się zostać carem. "A ukradłbym dwadzieścia rubli i dał dyla" - odparł podniecony chłop. Zdaniem światowej sławy psychologów, polskie elity kombinują w podobny sposób. Chapnąć coś ze stołu dla siebie i dać dyla. Chapnięcie jest zwykle o wiele większe niż dwadzieścia rubli z dowcipu, a danie dyla nie zawsze się udaje. Liczba afer, w które umoczeni są ludzie ze sfer władzy, przekroczyła u nas już dawno wszelkie dopuszczalne normy na metr kwadratowy. Po zdobyciu stołków ludzie SLD zaczęli się zachowywać jak dzieci zostawione w cukierni bez opieki rodziców. Czystym kretyństwem z ich strony była wiara w to, że smrody po jakimś czasie nie wyjdą na wierzch. Ludziom nie chce się już nawet czytać w gazetach o tym, że kolejni notable zamieszani są w jakieś przekręty, bo po Starachowicach, gdzie władza dla paru marnych groszy kumała się z gangsterami, wiadomo, że wszystko - nawet zbiorowy gwałt na staruszce czy kradzież skrzynki jaboli ze sklepu z używaną bielizną - jest w wykonaniu tej wybitnie rozrywkowej formacji możliwe.
Odpryskiem z potopu afer kruszy się też niezmącony do niedawna majestat lidera rankingów popularności. W związku z przesłuchaniami komisji do spraw Orlenu wszyscy spodziewają się trzęsienia ziemi. Jak spekulują korytarzowi sejsmolodzy, trzęsienie nastąpi w związku z nastąpieniem na odcisk naszemu sułtanowi Brunei, czyli prezydentowi Kwaśniewskiemu. Widząc świecące oczka Giertycha, który już pali się, by zjeść Kwaśniewskiego niczym jajko na miękko, można przewidywać dwa scenariusze. Kwaśniewski wyjdzie z przesłuchań komisji albo poobijany jak Michnik po Rywinie, albo posiniaczony jak Gołota po Tysonie. W opinii zoologów tak czy inaczej to prawdopodobny koniec tego dworu pełnego polskich kogutów, bażantów i pawi. Ostatnio ujawniono, że wiele gatunków zwierząt potrafi myśleć abstrakcyjnie i odczuwać smutek. Często podobno smucą się słonie, antylopy, małpy, delfiny, wieloryby i Krzysztof Janik. Podczas swojej kadencji Kwaśniewski raz wyglądał lekko jak antylopa, a raz ciężej jak wieloryb, a mimo to wielu twierdzi, że miał w pałacu bażancie życie. Uśmiechał się ładnie jak delfin i za nic nie brał odpowiedzialności. Zdaniem dyrektorów zoo, bażanty są w polityce jak brylantyna na włosach łysego - potrafią tylko błyszczeć. Co z tego będzie oprócz smutnego pawia na imprezie pożegnalnej? Czas pokaże - jak powiedziała Teresa Orlowsky, zapinając biustonosz.
Więcej możesz przeczytać w 39/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.