Nie poznaliśmy jeszcze całej prawdy o katastrofie smoleńskiej – tak odpowiedziała zdecydowana większość Polaków w sondażu przeprowadzonym na zamówienie "Wprost" w połowie zeszłego tygodnia. Czy ogłoszenie raportu komisji Millera może cokolwiek w tej kwestii zmienić?
Jak rozumieć postulat ujawnienia „pełnej prawdy" o Smoleńsku? Z pewnością większości Polaków dalekie jest rozumienie typowe wśród zwolenników PiS, eksponowane zwłaszcza w mediach sympatyzujących z partią Kaczyńskiego. „Pełna prawda" w tym języku to eufemizm oznaczający politycznie niepoprawną wersję, że za katastrofą stoją Rosjanie – jako sprawcy tragicznych zaniedbań, a kto wie, może i zamachu. Takie myślenie jest obce większości Polaków, w tym – co wynika z badania – blisko połowie wyborców PiS. Z reguły uważamy, że nie znamy pełnej prawdy o Smoleńsku, ale zarazem skłonni jesteśmy wykluczać hipotezy o celowych działaniach Rosji.
Skoro więc odczuwamy deficyt wiedzy, a jednocześnie nie tłumaczymy tego działaniem obcych i złowrogich sił, to – można przyjąć – zarzucamy władzy, że nie chciała bądź nie potrafiła nas rzetelnie poinformować. Być może zresztą przy okazji gubimy się w zalewie technicznych szczegółów. Choć nie można też wykluczyć, że nie mamy zaufania do państwa i jego elit, bez większego rozróżniania na to, kto i po której stronie stoi w partyjnej wojnie o Smoleńsk. Jesteśmy bowiem przekonani, i to nie ulega dyskusji, że partie bezceremonialnie wykorzystują tragedię dla własnych korzyści. Które? Platforma trochę też, choć najbardziej – i to pewnie nie dziwi – PiS. Charakterystyczne, że przyznaje to nawet ponad jedna trzecia wyborców tej partii.
Mamy więc świadomość manipulacji, choć – jak zapowiadamy – nie ulegamy jej. Deklarujemy, że dotychczasowe spory nie wpłynęły na nasze sympatie partyjne. I choć przeczuwamy (aż 80 proc. badanych), że Smoleńsk będzie głównym tematem kampanii wyborczej, to przytłaczająca większość Polaków zapowiada, iż nie będzie stosować przy jesiennym głosowaniu kryterium smoleńskiego.
Brzmi to całkiem optymistycznie, z takimi deklaracjami należy jednak obchodzić się ostrożnie. Mało kto przecież przyzna się, że jest manipulowany (choćby przez reklamy), ale to przecież najczęściej myślenie życzeniowe. Także Smoleńsk, ze swoim ogromnym ładunkiem symbolicznym i emocjonalnym raczej nie pozostawia ludzi obojętnych. Mieliśmy dość czasu, aby – świadomie bądź nie – nasiąknąć tą atmosferą. Zwłaszcza że ponad połowa przez nas badanych przyznaje: Smoleńsk jeszcze przez lata będzie nas trwale dzielić. Wśród wyborców PiS jest to zresztą opinia powszechna (tak przewiduje 75 proc.).
Mimo to z sondażu „Wprost" można wnioskować, że paliwo smoleńskie w bieżącej polityce powoli się wyczerpuje. Trwale naznaczyło już elektoraty, pewnie wciąż pobudza wyobraźnię Polaków, ale znacznie częściej męczy i wywołuje zniecierpliwienie. Widzimy już, że kolejne rewelacje, hipotezy i spekulacje nie wzbogacają naszej wiedzy, tylko wywołują mętlik. Im więcej o Smoleńsku się mówi, tym mniej w gruncie rzeczy wiadomo. A już zwłaszcza gdy głos zabierają politycy. W szczególności – politycy PiS.
Czy raport Jerzego Millera coś zmienił? Czy sprawił, że poczuliśmy się lepiej poinformowani? Zasłużył na nasze zaufanie? Tego niestety w chwili zamykania numeru „Wprost" jeszcze nie wiedzieliśmy. Spokojny i rzeczowy ton prezentacji, odważne wskazanie błędów popełnionych przez podwładnych premiera, wyważanie odpowiedzialności i unikanie prostych wyroków – to wszystko mogłoby przemawiać za wiarygodnością raportu. Warto jednak pamiętać, że wcześniej byliśmy świadkami niezrozumiałego przewlekania terminu prezentacji, tak jakby premier próbował wpasować się w odpowiedni polityczny kontekst. Oczywiście opozycja nie spróbowała ani na chwilę wyjść z dotychczasowej roli, doszło więc do kolejnej odsłony politycznej wojny o Smoleńsk. A do tego, jak już wiemy z naszego sondażu, większość Polaków podchodzi z ostrożnością. Gdyby więc ktoś spytał, kiedy wreszcie poznamy pełną prawdę o Smoleńsku, najlepiej byłoby odpowiedzieć: spokojnie, co nagle, to po diable.
Telefoniczny sondaż został przeprowadzony 27 lipca przez MillwardBrown SMG/KRC na próbie 1002 dorosłych Polaków.
Skoro więc odczuwamy deficyt wiedzy, a jednocześnie nie tłumaczymy tego działaniem obcych i złowrogich sił, to – można przyjąć – zarzucamy władzy, że nie chciała bądź nie potrafiła nas rzetelnie poinformować. Być może zresztą przy okazji gubimy się w zalewie technicznych szczegółów. Choć nie można też wykluczyć, że nie mamy zaufania do państwa i jego elit, bez większego rozróżniania na to, kto i po której stronie stoi w partyjnej wojnie o Smoleńsk. Jesteśmy bowiem przekonani, i to nie ulega dyskusji, że partie bezceremonialnie wykorzystują tragedię dla własnych korzyści. Które? Platforma trochę też, choć najbardziej – i to pewnie nie dziwi – PiS. Charakterystyczne, że przyznaje to nawet ponad jedna trzecia wyborców tej partii.
Mamy więc świadomość manipulacji, choć – jak zapowiadamy – nie ulegamy jej. Deklarujemy, że dotychczasowe spory nie wpłynęły na nasze sympatie partyjne. I choć przeczuwamy (aż 80 proc. badanych), że Smoleńsk będzie głównym tematem kampanii wyborczej, to przytłaczająca większość Polaków zapowiada, iż nie będzie stosować przy jesiennym głosowaniu kryterium smoleńskiego.
Brzmi to całkiem optymistycznie, z takimi deklaracjami należy jednak obchodzić się ostrożnie. Mało kto przecież przyzna się, że jest manipulowany (choćby przez reklamy), ale to przecież najczęściej myślenie życzeniowe. Także Smoleńsk, ze swoim ogromnym ładunkiem symbolicznym i emocjonalnym raczej nie pozostawia ludzi obojętnych. Mieliśmy dość czasu, aby – świadomie bądź nie – nasiąknąć tą atmosferą. Zwłaszcza że ponad połowa przez nas badanych przyznaje: Smoleńsk jeszcze przez lata będzie nas trwale dzielić. Wśród wyborców PiS jest to zresztą opinia powszechna (tak przewiduje 75 proc.).
Mimo to z sondażu „Wprost" można wnioskować, że paliwo smoleńskie w bieżącej polityce powoli się wyczerpuje. Trwale naznaczyło już elektoraty, pewnie wciąż pobudza wyobraźnię Polaków, ale znacznie częściej męczy i wywołuje zniecierpliwienie. Widzimy już, że kolejne rewelacje, hipotezy i spekulacje nie wzbogacają naszej wiedzy, tylko wywołują mętlik. Im więcej o Smoleńsku się mówi, tym mniej w gruncie rzeczy wiadomo. A już zwłaszcza gdy głos zabierają politycy. W szczególności – politycy PiS.
Czy raport Jerzego Millera coś zmienił? Czy sprawił, że poczuliśmy się lepiej poinformowani? Zasłużył na nasze zaufanie? Tego niestety w chwili zamykania numeru „Wprost" jeszcze nie wiedzieliśmy. Spokojny i rzeczowy ton prezentacji, odważne wskazanie błędów popełnionych przez podwładnych premiera, wyważanie odpowiedzialności i unikanie prostych wyroków – to wszystko mogłoby przemawiać za wiarygodnością raportu. Warto jednak pamiętać, że wcześniej byliśmy świadkami niezrozumiałego przewlekania terminu prezentacji, tak jakby premier próbował wpasować się w odpowiedni polityczny kontekst. Oczywiście opozycja nie spróbowała ani na chwilę wyjść z dotychczasowej roli, doszło więc do kolejnej odsłony politycznej wojny o Smoleńsk. A do tego, jak już wiemy z naszego sondażu, większość Polaków podchodzi z ostrożnością. Gdyby więc ktoś spytał, kiedy wreszcie poznamy pełną prawdę o Smoleńsku, najlepiej byłoby odpowiedzieć: spokojnie, co nagle, to po diable.
Telefoniczny sondaż został przeprowadzony 27 lipca przez MillwardBrown SMG/KRC na próbie 1002 dorosłych Polaków.

Więcej możesz przeczytać w 31/2011 wydaniu tygodnika „Wprost”
Zamów w prenumeracie
lub w wersji elektronicznej:
Komentarze
skoro nie ma zadnych dowodow (wszystko u ruskich)
co do raportu millera to tylko stwierdzenie
...zaden raport