Zamach w Oslo przypomniał Amerykanom o zagrożeniu ze strony rodzimych radykałów. Od czasu ataku terrorystycznego z 11 września 2001 r. władze obawiają się głównie ekstremistów muzułmańskich. A niebezpieczeństwo może być bliżej, niż się zdaje.
Urzędnicy administracji federalnej są jak żołnierze cesarstwa z „Gwiezdnych wojen" – mogą być niewinni, ale służą Imperium Zła i dlatego muszą zginąć – napisał Timothy McVeigh w manifeście znalezionym przez FBI. 19 kwietnia 1995 r. McVeigh podłożył bombę pod siedzibę władz federalnych w Oklahoma City. Zginęło 168 osób, w tym 19 przedszkolaków. Rany odniosło 680 urzędników i przypadkowych ofiar.
Socjopatów, którzy wciąż są gotowi podkładać bomby, utwierdzają w nienawiści do rządu federalnego nadający na cały kraj ultraprawicowi komentatorzy, jak Rush Limbaugh, Bill O’Reilly, Glenn Beck. Ich zła wola bywa aż niewiarygodna: Beck porównał do Hitlerjugend młodzież z obozu na norweskiej wyspie Ut?ya, gdzie doszło ostatnio do masakry. Norweski ekstremista Anders Breivik zastrzelił tam kilkadziesiąt osób.
Jedno z najpotężniejszych amerykańskich lobby Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie (National Rifle Association) podtrzymuje w mieszkańcach Ameryki B przekonanie, że każda próba uszczuplenia surrealistycznego arsenału, który zgromadzili, jest ciosem w serce demokracji.
McVeigh był zwolennikiem ultrapatriotycznej ideologii milicji obywatelskiej. Milicjanci powiązani są ideologicznie, personalnie i organizacyjnie z neofaszystami, ze skinami, z Ku-Klux-Klanem, radykalnymi odłamami chrześcijańskich fundamentalistów. O ile klasyczne organizacje neofaszystowskie w ostatnich latach podupadły, o tyle antyfederaliści rosną w siłę. Według Południowego Centrum Pomocy Prawnej Ubogim (Southern Poverty Law Center) w 2010 r. było ich o 60 proc. więcej niż w 2009 r. Brian Levin z Centrum Studiów nad Nienawiścią i Ekstremizmem Uniwersytetu Kalifornijskiego mówi, że większość „ogranicza się do zanudzania krewnych i przyjaciół absurdalnymi deklaracjami niepodległości. Najbardziej sfrustrowani osobistymi niepowodzeniami, podatni na propagandę i teorie spiskowe planują jednak akty przemocy".
Według Levina największe zagrożenie stanowią kilkuosobowe grupki fanatyków. McVeighowi pomagał tylko Terry Nichols. 17 stycznia tego roku na trasie parady z okazji Dnia Martina Luthera Kinga w Spokane bombę podłożył zamachowiec działający samotnie – neofaszysta, milicjant Kevin Harpham, były członek Związku Narodowego (National Alliance). Na forach internetowych zamieszczał wpisy: „Zaraz wybuchnę. Długo nie wytrzymam", „Już prawie wybuchłem, powstrzymuje mnie tylko lęk przed śmiercią”, „Oglądałem wideo z manifestacji przeciw neonazistom w Niemczech. Policja celowała wyłącznie do naszych. Kiedy widzę takie rzeczy, jestem coraz bliższy wybuchu”, „Nie mogę się doczekać, kiedy wybuchnę”. – Wskutek rosnącej polaryzacji politycznej ci ludzie mają poczucie, że tradycyjne więzy łączące Amerykanów przestały istnieć. Uważają, że społeczeństwo się rozpada, i winią za to obcych – tłumaczy Levin.
Ruch milicyjny opiera się na przekonaniu, że losami ludzkości steruje tajne sprzysiężenie Nowy Porządek Świata (New World Order). Zdaniem części milicjantów NWO kryje się pod szyldem ONZ, jeszcze inni wskazują na MFW czy Grupę Bilderberg (nieformalne stowarzyszenie wpływowych polityków i biznesmenów z całego świata). W ten sposób bogate elity chcą zniszczyć podział na narody i utworzyć rząd światowy.
W ramach tego szatańskiego zamysłu elity zamierzają również pozbawić USA suwerenności. Szykując się do podboju, z czarnych helikopterów obserwują wsie i miasteczka, a na przydrożnych słupach umieszczają zaszyfrowane wiadomości dla oddziałów inwazyjnych. Ojczyznę uratować może jedynie ruch patriotycznie rozbudzonych obywateli. Powinni przygotowywać się do odparcia ataku poprzez musztrę i naukę radzenia sobie w lesie, konstruowania bomb czy strzelania.
Republika Teksasu
Lata 90. upłynęły FBI na rozbrajaniu takich właśnie milicyjnych bojówek. Szczególnie głośne było oblężenie Republiki Teksasu. Jej założyciel Richard McLaren uważał, że aneksja stanu dokonana przez Kongres w 1845 r. była sprzeczna z prawem międzynarodowym, i ogłosił niepodległość. Secesjoniści podzielili się tekami ministerialnymi, mieli własne biuro paszportowe i Sąd Najwyższy. Grozili śmiercią członkom rządu federalnego, w tym prezydentowi Clintonowi. Uważali, że tylko powszechne referendum zorganizowane w granicach niepodległego Teksasu sprzed półtora wieku mogłoby uprawomocnić jego obecny status. „Jesteś Teksańczykiem, jeśli nosisz w sercu pragnienie wolności" – deklarował McLaren.
Urodził się i wychował w Missouri. Rewolucyjnego ducha wykazywał już w podstawówce, a edukację zakończył przed maturą. Do Teksasu sprowadził się pod koniec lat 70. W 1985 r. zaczął powiększać gospodarstwo, wykorzystując luki w prawie cywilnym. Po 10-letniej batalii z Joe i Margaret Ann Rowe- ’ami przejął 20 parceli i dwa budynki oraz dostał 87 tys. dolarów odszkodowania. Larry’ego Stewarta pozwał do sądu, w chwili gdy jego syn zginął w wypadku samochodowym. „Nie miałem głowy do biegania po urzędach" – mówi pozwany, który stracił ponad 40 hektarów pastwiska. Niektórzy sąsiedzi McLarena woleli walczyć. „Powiedziałam, że padnę trupem, nim oddam temu klaunowi choć piędź ziemi” – wspomina Mary Lynn Wofford. Obalenie 17 roszczeń szefa Republiki Teksasu kosztowało ją 100 tys. dolarów i 12 lat życia.
McLaren ignorował postanowienia „sądów obcego mocarstwa" i nie płacił mocarstwu podatków. Podczas oblężenia Republiki Teksasu jeden z jej ministrów nosił wzdłuż policyjnego kordonu plakat przedstawiający agenta FBI, który całuje oenzetowskiego dyplomatę w tyłek. Tymczasem przed złożeniem broni i podpisaniem „międzynarodowego traktatu” z władzami zarezerwował sobie prawo do wniesienia „petycji o uznanie suwerenności jego kraju przez ONZ”. FBI zgodziło się bez większych oporów, podobnie jak na warunek, że „jeńcy będą traktowani zgodnie z zasadami konwencji genewskiej”.
Szef republiki skazany został za groźby terrorystyczne i nadużycia finansowe, przede wszystkim płacenie czekami gwarantowanymi przez „skarb republiki" oraz otwieranie na podstawie bezwartościowych świstków kont bankowych. Jego ludziom udało się zrealizować czeki warte 3 mln dolarów. Wszystkie wyasygnowane w imieniu „narodu teksaskiego” papiery opiewały na 2 mld dolarów.
Wolni Ludzie z Montany
Władze spełniły też wszystkie żądania Wolnych Ludzi z Montany. Oblężenie ich gospodarstwa we wsi Jordan trwało 81 dni. Podatnicy za ten groteskowy spektakl z udziałem 640 agentów federalnych i 400 reporterów zapłacili 7,5 mln dolarów. Szef Wolnych Ludzi LeRoy M. Schweitzer prowadził kurs fałszowania czeków i przekazów pieniężnych. Twierdził, że chodziło o polityczne szkolenie przeciwników amerykańskiego systemu podatkowego. Zignorował wezwanie do sądu, a kiedy FBI próbowało go aresztować, zamknął się z 21 rewolucjonistami oraz ich żonami i dziećmi w górskim ranczo. Rząd, który nie otrząsnął się jeszcze po masakrze sekty Davida Koresha w Waco, wolał nie ryzykować konfrontacji. Pozwalał nawet oblężonym wypowiadać się w mediach. Po opuszczeniu twierdzy większość Wolnych Ludzi dochowała wierności swoim przekonaniom. Rozprawy przed sądem kończyły się zwykle awanturami. Podsądni argumentowali, że jako „biali chrześcijanie" są „suwerennymi amerykańskimi tubylcami” i nie podlegają władzy sądowniczej USA. Twierdzili, że przestrzegają „prawa naturalnego”, które amerykański wymiar sprawiedliwości wypaczył. Podczas jednego z posiedzeń wiceszef ugrupowania Daniel Peterson przerwał wystąpienie prokuratora, wołając: „Oskarżam was wszystkich o zdradę uwięzienia i zdradę występku!”. Wszyscy oskarżeni zostali uznani za winnych. Do przysięgłych nie przemówiły nawet dramatyczne apele Russela Landersa, który wydzierał się wniebogłosy, że sądzą go obcokrajowcy reprezentujący „imperium rzymskie”. Dostał 17 lat.
Beczka prochu
Amerykańskie ruchy „patriotyczne" i „niepodległościowe” wyrastają z podobnych korzeni co działalność Andrzeja Leppera. Organizacjami, które wznoszą wielkie hasła o Bogu, honorze i ojczyźnie, kierują często ludzie nielubiący płacić podatków i zwracać pożyczek. Ostatnio wielu takich cwaniaków zasiliło Partię Herbacianą. Szeregowi członkowie to sfrustrowani farmerzy, lumpenproletariat, bezrobotni, którzy wierzą, że wodzowie rozszyfrowali ukryte mechanizmy świata. W oczekiwaniu na ostatni bój zbroją się po zęby, a broń nierzadko kupują z państwowych dotacji przyznawanych deficytowym gospodarstwom rolnym. Granica między groteską a tragedią jest płynna. Wśród członków milicji jest wielu potencjalnych następców Timothy’ego McVeigha.
Rząd, FBI i media jakby nie zauważały problemu. Wszystkie oczy zwrócone są na Al-Kaidę i jej sojuszników. Gary Ackerman, szef wydziału badań Krajowego Konsorcjum Studiów nad Terroryzmem i Antyterroryzmem (National Consortium for the Study of Terrorism and Responses to Terrorism – START), podkreśla, że z Al-Kaidą chcą walczyć nawet szeryfowie gdzieś w Montanie, Dakocie czy Nebrasce.
Ponad 90 proc. lokalnych wydziałów policji raportuje, że w ich stanach działają neofaszyści, skinheadzi, milicjanci lub inne ugrupowania ultraprawicowe. Islamistów doszukało się 60 proc. Mimo to wszystkie raporty bez wyjątku uznają zagrożenie ze strony fanatyków islamskich za znacznie większe. Amerykanie mawiają, że generał prowadzi zawsze poprzednią wojnę. Pozostaje mieć nadzieję, że pod wpływem wydarzeń w Oslo policja zmieni priorytety, nim zrobi to za nią kolejne
Piotr Milewski, Nowy Jork
Oklahoma City. Autro jest korespondentem Radia Zet
Socjopatów, którzy wciąż są gotowi podkładać bomby, utwierdzają w nienawiści do rządu federalnego nadający na cały kraj ultraprawicowi komentatorzy, jak Rush Limbaugh, Bill O’Reilly, Glenn Beck. Ich zła wola bywa aż niewiarygodna: Beck porównał do Hitlerjugend młodzież z obozu na norweskiej wyspie Ut?ya, gdzie doszło ostatnio do masakry. Norweski ekstremista Anders Breivik zastrzelił tam kilkadziesiąt osób.
Jedno z najpotężniejszych amerykańskich lobby Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie (National Rifle Association) podtrzymuje w mieszkańcach Ameryki B przekonanie, że każda próba uszczuplenia surrealistycznego arsenału, który zgromadzili, jest ciosem w serce demokracji.
McVeigh był zwolennikiem ultrapatriotycznej ideologii milicji obywatelskiej. Milicjanci powiązani są ideologicznie, personalnie i organizacyjnie z neofaszystami, ze skinami, z Ku-Klux-Klanem, radykalnymi odłamami chrześcijańskich fundamentalistów. O ile klasyczne organizacje neofaszystowskie w ostatnich latach podupadły, o tyle antyfederaliści rosną w siłę. Według Południowego Centrum Pomocy Prawnej Ubogim (Southern Poverty Law Center) w 2010 r. było ich o 60 proc. więcej niż w 2009 r. Brian Levin z Centrum Studiów nad Nienawiścią i Ekstremizmem Uniwersytetu Kalifornijskiego mówi, że większość „ogranicza się do zanudzania krewnych i przyjaciół absurdalnymi deklaracjami niepodległości. Najbardziej sfrustrowani osobistymi niepowodzeniami, podatni na propagandę i teorie spiskowe planują jednak akty przemocy".
Według Levina największe zagrożenie stanowią kilkuosobowe grupki fanatyków. McVeighowi pomagał tylko Terry Nichols. 17 stycznia tego roku na trasie parady z okazji Dnia Martina Luthera Kinga w Spokane bombę podłożył zamachowiec działający samotnie – neofaszysta, milicjant Kevin Harpham, były członek Związku Narodowego (National Alliance). Na forach internetowych zamieszczał wpisy: „Zaraz wybuchnę. Długo nie wytrzymam", „Już prawie wybuchłem, powstrzymuje mnie tylko lęk przed śmiercią”, „Oglądałem wideo z manifestacji przeciw neonazistom w Niemczech. Policja celowała wyłącznie do naszych. Kiedy widzę takie rzeczy, jestem coraz bliższy wybuchu”, „Nie mogę się doczekać, kiedy wybuchnę”. – Wskutek rosnącej polaryzacji politycznej ci ludzie mają poczucie, że tradycyjne więzy łączące Amerykanów przestały istnieć. Uważają, że społeczeństwo się rozpada, i winią za to obcych – tłumaczy Levin.
Ruch milicyjny opiera się na przekonaniu, że losami ludzkości steruje tajne sprzysiężenie Nowy Porządek Świata (New World Order). Zdaniem części milicjantów NWO kryje się pod szyldem ONZ, jeszcze inni wskazują na MFW czy Grupę Bilderberg (nieformalne stowarzyszenie wpływowych polityków i biznesmenów z całego świata). W ten sposób bogate elity chcą zniszczyć podział na narody i utworzyć rząd światowy.
W ramach tego szatańskiego zamysłu elity zamierzają również pozbawić USA suwerenności. Szykując się do podboju, z czarnych helikopterów obserwują wsie i miasteczka, a na przydrożnych słupach umieszczają zaszyfrowane wiadomości dla oddziałów inwazyjnych. Ojczyznę uratować może jedynie ruch patriotycznie rozbudzonych obywateli. Powinni przygotowywać się do odparcia ataku poprzez musztrę i naukę radzenia sobie w lesie, konstruowania bomb czy strzelania.
Republika Teksasu
Lata 90. upłynęły FBI na rozbrajaniu takich właśnie milicyjnych bojówek. Szczególnie głośne było oblężenie Republiki Teksasu. Jej założyciel Richard McLaren uważał, że aneksja stanu dokonana przez Kongres w 1845 r. była sprzeczna z prawem międzynarodowym, i ogłosił niepodległość. Secesjoniści podzielili się tekami ministerialnymi, mieli własne biuro paszportowe i Sąd Najwyższy. Grozili śmiercią członkom rządu federalnego, w tym prezydentowi Clintonowi. Uważali, że tylko powszechne referendum zorganizowane w granicach niepodległego Teksasu sprzed półtora wieku mogłoby uprawomocnić jego obecny status. „Jesteś Teksańczykiem, jeśli nosisz w sercu pragnienie wolności" – deklarował McLaren.
Urodził się i wychował w Missouri. Rewolucyjnego ducha wykazywał już w podstawówce, a edukację zakończył przed maturą. Do Teksasu sprowadził się pod koniec lat 70. W 1985 r. zaczął powiększać gospodarstwo, wykorzystując luki w prawie cywilnym. Po 10-letniej batalii z Joe i Margaret Ann Rowe- ’ami przejął 20 parceli i dwa budynki oraz dostał 87 tys. dolarów odszkodowania. Larry’ego Stewarta pozwał do sądu, w chwili gdy jego syn zginął w wypadku samochodowym. „Nie miałem głowy do biegania po urzędach" – mówi pozwany, który stracił ponad 40 hektarów pastwiska. Niektórzy sąsiedzi McLarena woleli walczyć. „Powiedziałam, że padnę trupem, nim oddam temu klaunowi choć piędź ziemi” – wspomina Mary Lynn Wofford. Obalenie 17 roszczeń szefa Republiki Teksasu kosztowało ją 100 tys. dolarów i 12 lat życia.
McLaren ignorował postanowienia „sądów obcego mocarstwa" i nie płacił mocarstwu podatków. Podczas oblężenia Republiki Teksasu jeden z jej ministrów nosił wzdłuż policyjnego kordonu plakat przedstawiający agenta FBI, który całuje oenzetowskiego dyplomatę w tyłek. Tymczasem przed złożeniem broni i podpisaniem „międzynarodowego traktatu” z władzami zarezerwował sobie prawo do wniesienia „petycji o uznanie suwerenności jego kraju przez ONZ”. FBI zgodziło się bez większych oporów, podobnie jak na warunek, że „jeńcy będą traktowani zgodnie z zasadami konwencji genewskiej”.
Szef republiki skazany został za groźby terrorystyczne i nadużycia finansowe, przede wszystkim płacenie czekami gwarantowanymi przez „skarb republiki" oraz otwieranie na podstawie bezwartościowych świstków kont bankowych. Jego ludziom udało się zrealizować czeki warte 3 mln dolarów. Wszystkie wyasygnowane w imieniu „narodu teksaskiego” papiery opiewały na 2 mld dolarów.
Wolni Ludzie z Montany
Władze spełniły też wszystkie żądania Wolnych Ludzi z Montany. Oblężenie ich gospodarstwa we wsi Jordan trwało 81 dni. Podatnicy za ten groteskowy spektakl z udziałem 640 agentów federalnych i 400 reporterów zapłacili 7,5 mln dolarów. Szef Wolnych Ludzi LeRoy M. Schweitzer prowadził kurs fałszowania czeków i przekazów pieniężnych. Twierdził, że chodziło o polityczne szkolenie przeciwników amerykańskiego systemu podatkowego. Zignorował wezwanie do sądu, a kiedy FBI próbowało go aresztować, zamknął się z 21 rewolucjonistami oraz ich żonami i dziećmi w górskim ranczo. Rząd, który nie otrząsnął się jeszcze po masakrze sekty Davida Koresha w Waco, wolał nie ryzykować konfrontacji. Pozwalał nawet oblężonym wypowiadać się w mediach. Po opuszczeniu twierdzy większość Wolnych Ludzi dochowała wierności swoim przekonaniom. Rozprawy przed sądem kończyły się zwykle awanturami. Podsądni argumentowali, że jako „biali chrześcijanie" są „suwerennymi amerykańskimi tubylcami” i nie podlegają władzy sądowniczej USA. Twierdzili, że przestrzegają „prawa naturalnego”, które amerykański wymiar sprawiedliwości wypaczył. Podczas jednego z posiedzeń wiceszef ugrupowania Daniel Peterson przerwał wystąpienie prokuratora, wołając: „Oskarżam was wszystkich o zdradę uwięzienia i zdradę występku!”. Wszyscy oskarżeni zostali uznani za winnych. Do przysięgłych nie przemówiły nawet dramatyczne apele Russela Landersa, który wydzierał się wniebogłosy, że sądzą go obcokrajowcy reprezentujący „imperium rzymskie”. Dostał 17 lat.
Beczka prochu
Amerykańskie ruchy „patriotyczne" i „niepodległościowe” wyrastają z podobnych korzeni co działalność Andrzeja Leppera. Organizacjami, które wznoszą wielkie hasła o Bogu, honorze i ojczyźnie, kierują często ludzie nielubiący płacić podatków i zwracać pożyczek. Ostatnio wielu takich cwaniaków zasiliło Partię Herbacianą. Szeregowi członkowie to sfrustrowani farmerzy, lumpenproletariat, bezrobotni, którzy wierzą, że wodzowie rozszyfrowali ukryte mechanizmy świata. W oczekiwaniu na ostatni bój zbroją się po zęby, a broń nierzadko kupują z państwowych dotacji przyznawanych deficytowym gospodarstwom rolnym. Granica między groteską a tragedią jest płynna. Wśród członków milicji jest wielu potencjalnych następców Timothy’ego McVeigha.
Rząd, FBI i media jakby nie zauważały problemu. Wszystkie oczy zwrócone są na Al-Kaidę i jej sojuszników. Gary Ackerman, szef wydziału badań Krajowego Konsorcjum Studiów nad Terroryzmem i Antyterroryzmem (National Consortium for the Study of Terrorism and Responses to Terrorism – START), podkreśla, że z Al-Kaidą chcą walczyć nawet szeryfowie gdzieś w Montanie, Dakocie czy Nebrasce.
Ponad 90 proc. lokalnych wydziałów policji raportuje, że w ich stanach działają neofaszyści, skinheadzi, milicjanci lub inne ugrupowania ultraprawicowe. Islamistów doszukało się 60 proc. Mimo to wszystkie raporty bez wyjątku uznają zagrożenie ze strony fanatyków islamskich za znacznie większe. Amerykanie mawiają, że generał prowadzi zawsze poprzednią wojnę. Pozostaje mieć nadzieję, że pod wpływem wydarzeń w Oslo policja zmieni priorytety, nim zrobi to za nią kolejne
Piotr Milewski, Nowy Jork
Oklahoma City. Autro jest korespondentem Radia Zet

Więcej możesz przeczytać w 31/2011 wydaniu tygodnika „Wprost”
Zamów w prenumeracie
lub w wersji elektronicznej:
Komentarze