Ulubieni terroryści
W arabskiej telewizji satelitarnej Al-Manar (należącej do Hezbollahu) pojawił się bardzo specyficzny teleturniej. Uczestnicy quizu "Misja" walczą, przemieszczając się na wirtualnej mapie w kierunku Jerozolimy. Punkty są naliczane za poprawne odpowiedzi dotyczące historii powszechnej oraz imion bojowników, którzy zginęli w samobójczych zamachach. Nagrodą dla zwycięzcy jest 3 tys. USD oraz satysfakcja z dotarcia do symbolicznego dla zwolenników świętej wojny miasta. Według autorów, zabawa, w której biorą udział zawodnicy z całego świata arabskiego, ma na celu "przekazywanie treści w przemawiającej do mas rozrywkowej formie".
(MK)
Pociąg do śmierci
To jedna z najtragiczniejszych, a zarazem najbardziej tajemniczych katastrof kolejowych. Na granicy chińsko-koreańskiej doszło do potężnego wybuchu kilka godzin po tym, jak przejechał przez nią pociąg Kim Dzong Ila wracającego ze spotkania z prezydentem Chin. Według informacji chińskiej telewizji, 3 tys. ludzi zginęło lub zostało rannych (później informowano o tysiącach rannych i śmierci kilkuset osób). Wypadek zdarzył się w czwartek rano czasu warszawskiego, prawdopodobnie spowodowała go kolizja dwóch pociągów przewożących materiały wybuchowe (oficjalnie dla górnictwa). Wkrótce potem w Korei Północnej odłączono wszystkie telefony. W piątek koreańska telewizja i radio milczały na temat katastrofy. W serwisach informacyjnych można było natomiast wysłuchać - w pełnych wersjach - pochwalnych przemówień prezydenta Chin i pieśni o generale Kim Dzong Ilu. Z mieszkańcami Korei Północnej udało się skontaktować dziennikarzom z Seulu. Według nich, doszło do ogromnej katastrofy. Na miejsce tragedii przerzucono wojsko, wstrzymano większość połączeń kolejowych, zamknięto granicę z Chinami. Wypadek zapewne był spowodowany bardzo złym stanem taboru kolejowego. "Wykupione za bezcen pociągi z dawnego bloku sowieckiego mogą jeździć w Korei z maksymalną prędkością 40 km/h" - piszą dziennikarze z Seulu.
(GREG)
Moda na boda boda
Popularne w Ugandzie i zachodniej Kenii rowerowe taksówki boda boda przydają się nie tylko zwykłym obywatelom. Kiedy konwój prezydenta Ugandy Yoweriego Museveniego nie mógł dotrzeć na wyznaczone miejsce, szef państwa wraz ze świtą był zmuszony skorzystać z boda boda. Museveni już wcześniej poruszał się takimi wehikułami. Tym razem udał się na rowerowym bagażniku na uroczystości z okazji urodzin władcy Królestwa Toro Oyo Nyimba Rugidi. "Przepraszam za spóźnienie, ale jechałem rowerową taksówką" - wyjaśnił gospodarzom. Za bezpieczny dowóz prezydenta i jego świty na miejsce pięciu "taksówkarzy" dostało około 35 dolarów.
(KARO)
Republika Australii?
Gdy Mark Latham, przywódca opozycyjnej australijskiej Partii Pracy, ogłosił, że po zwycięstwie w wyborach wycofa australijskie wojska z Iraku, notowania jego ugrupowania spadły. Dlatego Latham szuka innego sposobu, by osiąg-nąć wyborcze zwycięstwo - ogłosił, że będzie dążyć do zorganizowania referendum, w którym Australijczycy będą mogli się wypowiedzieć, czy ich kraj ma być republiką, czy też dalej uznawać zwierzchność brytyjskiej królowej Elżbiety II. W Australii takie referendum przeprowadzono już w 1999 r. - wówczas 55 proc. obywateli opowiedziało się przeciw zmianie ustroju państwa.
(WAK)
W arabskiej telewizji satelitarnej Al-Manar (należącej do Hezbollahu) pojawił się bardzo specyficzny teleturniej. Uczestnicy quizu "Misja" walczą, przemieszczając się na wirtualnej mapie w kierunku Jerozolimy. Punkty są naliczane za poprawne odpowiedzi dotyczące historii powszechnej oraz imion bojowników, którzy zginęli w samobójczych zamachach. Nagrodą dla zwycięzcy jest 3 tys. USD oraz satysfakcja z dotarcia do symbolicznego dla zwolenników świętej wojny miasta. Według autorów, zabawa, w której biorą udział zawodnicy z całego świata arabskiego, ma na celu "przekazywanie treści w przemawiającej do mas rozrywkowej formie".
(MK)
Pociąg do śmierci
To jedna z najtragiczniejszych, a zarazem najbardziej tajemniczych katastrof kolejowych. Na granicy chińsko-koreańskiej doszło do potężnego wybuchu kilka godzin po tym, jak przejechał przez nią pociąg Kim Dzong Ila wracającego ze spotkania z prezydentem Chin. Według informacji chińskiej telewizji, 3 tys. ludzi zginęło lub zostało rannych (później informowano o tysiącach rannych i śmierci kilkuset osób). Wypadek zdarzył się w czwartek rano czasu warszawskiego, prawdopodobnie spowodowała go kolizja dwóch pociągów przewożących materiały wybuchowe (oficjalnie dla górnictwa). Wkrótce potem w Korei Północnej odłączono wszystkie telefony. W piątek koreańska telewizja i radio milczały na temat katastrofy. W serwisach informacyjnych można było natomiast wysłuchać - w pełnych wersjach - pochwalnych przemówień prezydenta Chin i pieśni o generale Kim Dzong Ilu. Z mieszkańcami Korei Północnej udało się skontaktować dziennikarzom z Seulu. Według nich, doszło do ogromnej katastrofy. Na miejsce tragedii przerzucono wojsko, wstrzymano większość połączeń kolejowych, zamknięto granicę z Chinami. Wypadek zapewne był spowodowany bardzo złym stanem taboru kolejowego. "Wykupione za bezcen pociągi z dawnego bloku sowieckiego mogą jeździć w Korei z maksymalną prędkością 40 km/h" - piszą dziennikarze z Seulu.
(GREG)
Moda na boda boda
Popularne w Ugandzie i zachodniej Kenii rowerowe taksówki boda boda przydają się nie tylko zwykłym obywatelom. Kiedy konwój prezydenta Ugandy Yoweriego Museveniego nie mógł dotrzeć na wyznaczone miejsce, szef państwa wraz ze świtą był zmuszony skorzystać z boda boda. Museveni już wcześniej poruszał się takimi wehikułami. Tym razem udał się na rowerowym bagażniku na uroczystości z okazji urodzin władcy Królestwa Toro Oyo Nyimba Rugidi. "Przepraszam za spóźnienie, ale jechałem rowerową taksówką" - wyjaśnił gospodarzom. Za bezpieczny dowóz prezydenta i jego świty na miejsce pięciu "taksówkarzy" dostało około 35 dolarów.
(KARO)
Republika Australii?
Gdy Mark Latham, przywódca opozycyjnej australijskiej Partii Pracy, ogłosił, że po zwycięstwie w wyborach wycofa australijskie wojska z Iraku, notowania jego ugrupowania spadły. Dlatego Latham szuka innego sposobu, by osiąg-nąć wyborcze zwycięstwo - ogłosił, że będzie dążyć do zorganizowania referendum, w którym Australijczycy będą mogli się wypowiedzieć, czy ich kraj ma być republiką, czy też dalej uznawać zwierzchność brytyjskiej królowej Elżbiety II. W Australii takie referendum przeprowadzono już w 1999 r. - wówczas 55 proc. obywateli opowiedziało się przeciw zmianie ustroju państwa.
(WAK)
Więcej możesz przeczytać w 18/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.