Nabici w szklane domy

Nabici w szklane domy

Dodano:   /  Zmieniono: 3
Co druga firma budowlana naciąga klientów!
Co robi szef firmy developerskiej przed rozpoczęciem budowy? Sporządza listę krajów, z którymi Polska nie ma umowy o ekstradycji. Taka anegdota krąży w środowisku budowlańców. Nie bez powodu. Branża budowlana w Polsce to raj dla oszustów i amatorów chcących spróbować sił w biznesie. Każda większa budowa to kilkadziesiąt milionów złotych gotówki, tym łatwiejszej do zgarnięcia, że większość Polaków, nabywając mieszkania, wykazuje się nieprawdopodobną wręcz naiwnością: nie czyta dokładnie umowy z warunkami kupna, nie sprawdza wiarygodności firmy ani jej kondycji finansowej. Zdarza się, że klienci wpłacają na wstępie całą kwotę za mieszkanie, które ma powstać za kilka lat. - Niekiedy ludzie więcej czasu poświęcają na kupno telewizora wartego 2 tys. zł niż mieszkania, które kosztuje 200 tys. zł - zauważa prof. Witold Werner, ekspert rynku nieruchomości.
Tysiące osób już straciły oszczędności całego życia w wyniku nieudolności albo oszustw zarządów firm developerskich i spółdzielni mieszkaniowych. W ubiegłym roku zbankrutowała co dwudziesta firma budowlana. Trzech spośród dziesięciu developerów ma poważne kłopoty finansowe. Z kolei pewna część nieźle prosperujących przedsiębiorstw uzyskuje dobre wyniki właśnie dlatego, że naciąga klientów. Najczęściej spotykane kanty to zwiększanie kosztów budowy już po podpisaniu umowy, budowanie z tańszych materiałów, niż zapowiadano w ofercie, zarządzanie wybudowanym osiedlem na przykład przez rok, podczas którego czynsz zostaje znacznie zawyżony. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów o oszukiwanie klientów przy podpisywaniu umów oskarżył 72 developerów (40 proc. badanych) i 25 spółdzielni (19 proc. badanych). Gdyby zsumować liczbę oszustw dotyczących umów i wypadki niesolidnego wykonania mieszkań, okazałoby się, że wątpliwości budzi działalność co drugiej polskiej firmy budowlanej! Na podstawie skarg klientów i raportu UOKiK "Wprost" radzi, których developerów unikać.

Osiedla widma
- Straciłem 160 tys. zł przez zarządzających moją spółdzielnią - denerwuje się Grzegorz Dzieniowski, niedoszły właściciel mieszkania w Spółdzielni Mieszkaniowej Targówek w Warszawie. Podobne straty poniosło kilkadziesiąt innych osób. Domy miały powstać przy rogu ulic Świętego Wincentego i Biruty, tuż przy rondzie Żaba. Zakończenie inwestycji zapowiadano na przełom 1999 i 2000 roku. Do dzisiaj spółdzielnia nic nie zbudowała, a jej zarząd zniknął. - Zgłosiłem razem z innymi członkami spółdzielni sprawę do prokuratury, ale nie łudzę się, że odzyskam pieniądze - mówi zrezygnowany Dzieniowski.
Wyjątkowo naiwny był pewien mieszkaniec Krakowa, który wpłacił 146 tys. zł na mieszkanie w firmie Budco z Krakowa. Luksusowe bloki miały powstać przy ulicy Radzikowskiego. Skończyło się na postawieniu fundamentów. Prezes spółki Ryszard K. za wpłaty klientów (w sumie ponad 20 mln zł) zafundował sobie luksusowe samochody i nieruchomości. Znacznie mniejsze potrzeby miał Eugeniusz B., prezes firmy developerskiej Accord z Krakowa, który wyłudził od klientów 750 tys. zł. Dodatkowo z kasy firmy wziął sobie 200 tys. zł. Pozostałe pieniądze wystarczyły na wykończenie trzech z dziesięciu budynków, które miały powstać. Na 8 mln zł oszukała 340 klientów warszawska spółka Fri Dom. Oferowała mieszkania w atrakcyjnych dzielnicach Warszawy (m.in. w Wilanowie). Inwestycja ograniczyła się do wykopania w ziemi dużego dołu. Stołecznym hitem wśród developerskich afer była sprawa grupy kapitałowej War-Invest. W wyniku działalności War-Investu poszkodowanych zostało ponad 900 rodzin, m.in. osoby, które zapłaciły za mieszkania w osiedlu budowanym przy zbiegu ulic Rembielińskiej i Wyszogrodzkiej (do dziś okolicznych mieszkańców straszy pozostały tam nie wykończony kompleks handlowo-mieszkaniowy).

Amatorzy godni zaufania amatorów
Do stawiania domów biorą się nie tylko oszuści, ale i ludzie niekompetentni. Firma CT Budowlana nie poradziła sobie już z pierwszą inwestycją, osiedlem Kryształowa w Gdańsku. - Wiedzieliśmy, że to nowa firma, bez doświadczenia, ale liczyliśmy, że z tego powodu będzie się wyjątkowo starać, by pozyskać zaufanie - mówi Bożena Kutek, klientka początkującego developera, która w kwietniu 2000 r. wpłaciła mu pełną(!) kwotę za mieszkanie, którego cena wynosiła 126 tys. zł. W trakcie budowy developer (obecnie w stanie upadłości) przestał spłacać pożyczki bankom kredytującym inwestycję, a one postanowiły odzyskać swoje pieniądze od mieszkańców. Bożenie Kutek zaproponowano, by dopłaciła 76 tys. zł do już raz kupionego mieszkania...
Poznańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Borant zaufało 120 osób, które wpłaciły 30 proc. wartości mieszkań (średnio po 60 tys. zł). - Zdawałem sobie sprawę, że spółdzielnia jest nowa - mówi Marcin Sobótka, jeden z poszkodowanych. - Prezes zapewniał nas jednak, że dostał preferencyjny kredyt z Krajowego Funduszu Mieszkaniowego i ma za co kontynuować budowę - dodaje. Okazało się, że kłamał. Krajowy Fundusz Mieszkaniowy odmówił pożyczenia pieniędzy m.in. ze względu na zbyt małe doświadczenie firmy. Budowa została wstrzymana, a klienci spółdzielni do dzisiaj nie zobaczyli swoich pieniędzy.
Developerem postanowił zostać specjalizujący się w budownictwie przemysłowym Mostostal Gdańsk. Efekt? 37 osób straciło od 60 tys. zł do 200 tys. zł. Osiedle miało powstać w Ujeścisku, dzielnicy Gdańska. - Dałem się nabrać na znaną nazwę - przyznaje Robert Woźny, który stracił 67 tys. zł. Pieniądze od Mostostalu odzyskała tylko jedna osoba - pracownica miejscowego urzędu skarbowego.

A mury runą...
"Teraz idziemy prostować ściany" - mówi robotnik do kolegi w serialu Stanisława Barei "Alternatywy 4". Krzywe mury budowali jako pracownicy państwowego przedsiębiorstwa, a potem prostowali je na prywatne zlecenia lokatorów. Dziś, mimo zmiany systemu, w budownictwie wiele rzeczy zostało po staremu.
- Nie było nas półtorej godziny w domu. Kiedy wróciliśmy, okazało się, że część sufitu leży w dużym pokoju na podłodze - opowiadają Rafał Koper i Zofia Kobiałka, którzy kupili mieszkanie na osiedlu Jerozolimskie w Warszawie od JW Construction (największej firmy developerskiej w stolicy, powstałej w 1993 r.). Firma przysłała komisję, która potwierdziła, że budowa była źle wykonana, a w protokole napisała, że przebywanie w mieszkaniu zagraża życiu i zdrowiu. Walący się sufit nie jest jedyną atrakcją, jaką developer zafundował klientom. JW Construction źle skonstruował studzienki odpływowe. Podczas większego deszczu osiedle zamienia się w jezioro.
- Dach przecieka, rury w mieszkaniu są z gorszych materiałów, niż obiecał w umowie developer, użyto też tańszych materiałów do ocieplania, fundamenty nasiąkają wodą - wylicza usterki Mariusz Osowski z Lublina, który kupił mieszkanie w firmie In-Co. - Kupiłem mieszkanie w Mirabudzie. Zgodnie z umową przedwstępną, firma miała wyburzyć jedną ścianę. Nie zrobiła tego przez miesiąc - opowiada Piotr Kafel z Krakowa. - Krzywe ściany z zaciekami to przy tym drobiazg - dodaje. Sławomir Hardy skarżył się JW Construction na pęknięcia w ścianie i głośne wentylatory, których nie można wyłączyć. - Reklamacje odrzucono, przy czym pracownicy firmy nie zjawili się nawet, by obejrzeć ściany - mówi. Hardy kupił mieszkanie od JW Construction tylko dlatego, że obiecano mu lokal wybudowany w 2002 r. Sprzedano mu mieszkanie z listopada 2001 r. - Z tego powodu nie mogę skorzystać z ulgi odsetkowej. Straciłem ponad 30 tys. zł - skarży się Hardy.

Skubani klienci
"Płacisz za to, co dostajesz" - mówi angielskie przysłowie. Dla Polaków kupujących mieszkania najważniejsza jest cena. Firmy budują je byle jak, wychodząc z założenia, że większość klientów kupuje mieszkanie raz w życiu, więc nie boją się ich odejścia do konkurencji, kary, na którą zwykle rynek skazuje nierzetelne przedsiębiorstwa. Niska cena mieszkań lub domów zwykle oznacza, że wykorzystano przy ich budowie gorsze materiały lub zatrudniano tańszych (ale niewykwalifikowanych) pracowników, wreszcie budowano szybko i byle jak.
Bardzo prawdopodobne jest również to, że po podpisaniu umowy wstępnej cena taniego mieszkania będzie rosła. Taką taktykę developerzy nazywają "skubaniem". Mieszkanie kosztuje co prawda 2 tys. zł za metr kwadratowy, ale... później należy zapłacić za drzwi do domu, drzwi do garażu, wymianę wentylatorów, wymianę rur, wymianę armatury, podłączenie anteny telewizyjnej itp.
Coraz częściej ludzie, nim kupią mieszkanie, dokładnie sprawdzają developera, na przykład korzystając z usług wywiadowni gospodarczych. Naiwnych wciąż jednak nie brakuje. To dziwne, że ostrożniejsi jesteśmy przy kupowaniu lodówki, komputera czy samochodu niż mieszkania, które ma nam służyć nawet kilkadziesiąt lat i pochłania oszczędności z wielu lat pracy. Warto poświęcić odrobinę czasu, by nie zostać kolejnym nabitym w szklane domy.
Więcej możesz przeczytać w 33/2003 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Spis treści tygodnika Wprost nr 33/2003 (1081)